KSIĄŻKA | ZGODA - rząd i służby Tuska w objęciach Putina Zamów zanim Tusk zakaże tej książki!

Wojna totalna na froncie wewnętrznym

Kto wie cokolwiek o polskiej polityce ostatnich lat, nie może być specjalnie zaskoczony faktem, że trwająca już, choć wciąż nieoficjalna, kampania wyborcza przybiera postać wojny totalnej. Dziwić może jednak to, że w czasie próby walki wszelkimi metodami z PiS równolegle wybuchają kolejne konflikty wewnątrz opozycji. Brutalność języka, jakim liberalna większość zwalcza kolejnych wrogów wewnętrznych, nie różni się niczym od tego, który dotąd wydawał się zarezerwowany dla wypowiedzi na temat PiS.

Przepraszamy Czytelniczki i Czytelników za opublikowanie niemerytorycznych komentarzy na temat zachowania Szymona Hołowni i jego ugrupowania w kontekście apeli o utrzymanie jedności opozycji” – pisze 2 lutego dwójka dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Przepraszają za coś, co na ich portalu jest normą i co jest tolerowane, zwłaszcza gdy dotyczy polityków prawicy czy kapłanów Kościoła katolickiego.

Dla zdrajcy litości nie ma–przypadek Hołowni

Nie przepraszają zresztą samego Hołowni, a co najwyżej czytelników. W opublikowanych komentarzach padają zresztą stwierdzenia, że lider Polski 2050 nie chce wysokiej wygranej opozycji i że marzy mu się rola języczka u wagi – że wybierze sobie koalicjanta, którym wcale nie musi być dzisiejsza opozycja.
Oczywiście pod adresem polityka padło wiele słów, które nie powinny pojawiać się w przestrzeni publicznej i których czytania, pomimo braku punktów wspólnych w naszym widzeniu świata, bynajmniej Hołowni nie zazdroszczę. Wzburzenie przy czytaniu inwektyw, ataków, często w kontekście wiary (liberałowie nagle ze zdziwieniem odkryli, że Szymon Hołownia był wcześniej publicystą katolickim, i rozliczają go z tego w sposób typowy dla wychowanych przez Urbana prostackich ateistów), wreszcie histerycznych oskarżeń o trwającą lub przyszłą zdradę, jest nieuniknione, zwłaszcza gdy dotyczy czytającego to polityka i jego współpracowników.

Z drugiej jednak strony słuszne moralnie apele o zaprzestanie hejtu trochę trącą hipokryzją, gdy formułują je ludzie dotąd milczący lub wręcz dokładający swoje cegiełki do tego muru nienawiści. Nie tak dawno jeden z powiązanych z Polską 2050 komentatorów snuł na Twitterze wizje wykupienia domu Jarosława Kaczyńskiego i urządzenia w nim sex shopu. Katolik Hołownia mógłby zapoznać swoich bardziej oddalonych od Kościoła kolegów z cytatem o belce i źdźble w oku.

Szef Polski 2050 przekonał się bardzo boleśnie, jak silny może być fanatyzm pokrewnego mu przecież elektoratu, który w zamian za wymuszoną akceptację żąda bezwarunkowego posłuszeństwa wobec Platformy i Donalda Tuska. W ciągu półtora tygodnia zrobiono z Hołowni grabarza wspólnej listy, „Kałownię” (autor: Tomasz Lis), a użytkownik posługujący się nickiem „Europejski Głos Rozsądku” nagrał nawet film zawierający scenę palenia zdjęcia polityka, uzupełniony zapowiedzią „zniszczenia go”. Internauta, na co dzień podający głównie partyjne treści Platformy, twierdził później, że wpis powstał z inspiracji ludzi Polski 2050, trudno w to jednak uwierzyć.

Podsumowując: hejt, dotąd zarezerwowany dla Jarosława Kaczyńskiego, stał się niespodziewanie orężem stosowanym wobec Szymona Hołowni i trudno stwierdzić, czy jest to tylko element strategii negocjacyjnej zniecierpliwionej PO, czy gra na ukaranie i zniszczenie konkurencji.

Gry z Lewicą i Zandberg pod pręgierzem

Od głosowania w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym część wyborców opozycji snuje plany koalicji opozycji nie z Polską 2050, lecz z PSL i Lewicą. O ile jednak ludowcy chwilowo nie budzą większych emocji, choć Władysław Kosiniak-Kamysz podpadł ostatnio stwierdzeniem, że stojąc w obliczu przeprowadzenia aborcji, powołałby się na klauzulę sumienia, o tyle Lewica pozostaje dla Platformy i jej sympatyków koalicjantem problematycznym.

Jak w soczewce widać to na przykładzie losów PPS od grudnia 2021 r. Przypomnijmy, że doszło wówczas do czegoś w rodzaju wrogiego przejęcia marki, gdy wbrew partyjnym dołom lider, senator Wojciech Konieczny założył koło ugrupowania z kilkorgiem liberalnych posłów i senatorów Lewicy, skłóconych z Włodzimierzem Czarzastym.

Dziś okazuje się, że poza Koniecznym, chcącym dołączyć do wspólnej listy lewicowej, reszta koła negocjuje z Platformą. W rewanżu partia odbiera im prawo do nazwy i pozostaje pytanie, po co socjalistom był w ogóle ten liberalny eksperyment. Lewica jako całość natomiast widzi się w roli koalicjanta Platformy, choć raczej w rządzie niż na wspólnej liście, Platforma jednak nie widzi tam miejsca dla działaczy partii Razem, najbardziej od niej odległej.

Sympatycy PO intensyfikują wirtualne połajanki wobec Zandberga, a gdy ten krytykuje Tuska, dostaje też burę od posłanki Lewicy Karoliny Pawliczak. W stylu, jaki znamy już z krytyki Hołowni, posłanka pisze: „Pan Zandberg nie chce jednej listy, głosi to oficjalnie i pilnie pracuje, by porozumienia na opozycji nie było. Zdecydowanie odcinam się od takiego stanowiska, bo dziś walka toczy się o coś więcej, a rozbita opozycja to wygrana PiS, nie wolno na to pozwolić!”.

Po co Zandbergowi wygrana z PiS kosztem realizacji dużo bardziej liberalnego programu, o to już koleżanka z Nowej Lewicy nie pyta. Jest to również pytanie do wyborców Razem, którzy zaczynają przebąkiwać o samodzielnym starcie i zdobyciu 5 proc. Gdyby jednak ten scenariusz się spełnił, oznaczałby on raczej marginalizację niż rozdawanie kart w kolejnej kadencji.

Tropienie nieprawomyślności – miecz obosieczny

Ta walka wewnętrzna nie oznacza oczywiście, że opozycja zapomniała o swojej największej obsesji. Wysunięcie przez Platformę Sławomira Nitrasa na pierwszy plan wskazuje, że partia nie planuje walczyć o poszerzenie elektoratu, ale mobilizację, również emocjonalną, najmocniej zdeklarowanych zwolenników. Być może w tej taktyce jest sporo sensu, ponieważ sondaże pokazują, że partia osiągnęła już swój szklany sufit.

Problem jednak w tym, że ten sam segment elektoratu nie toleruje nie tylko PiS, lecz również jakiejkolwiek różnicy zdań w łonie tzw. demokratycznej opozycji. Jeśli zaś rozpędzi się zbyt mocno, może utrudnić przyszłe rozmowy koalicyjne – jak bowiem rozmawiać, mając za partnerów samych zdrajców i kryptopisowców? W tej chwili sondaże dają wszystkim partiom opozycji przewagę nad Zjednoczoną Prawicą, jednak to tropienie różnic i nieprawomyślności łatwo może zatrzymać któregoś z koalicjantów pod progiem i wywrócić nawet korzystny wynik wyborów.

Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o kolejnym uruchomieniu przeciw Zjednoczonej Prawicy „zagranicy”. PE, targany wewnętrznym skandalem, zaczyna procedurę odebrania immunitetu kilkorgu europosłom ZP, których polski sąd ścigać chce za... lajki pod partyjnym spotem ostrzegającym w 2015 r. przed unijną polityką imigracyjną i jego udostępnienia. Sprawa jest grubymi nićmi szyta. Za pokrzywdzonego uznano tu niesławnego Rafała Gawła, niebędącego bohaterem filmiku, za to skazanego i ściganego listem gończym przestępcę (wśród ofiar Gawła jest choćby Fundacja Batorego). Procedura ta może de facto pozwolić wyłączyć z życia politycznego właściwie każdego działacza i sympatyka, o ile polubił lub podał dalej wspomniany materiał.

Pokazuje to lista oskarżonych, na której znajdziemy czwórkę europosłów Zjednoczonej Prawicy: Beatę Kempę, Patryka Jakiego, Beatę Mazurek i Tomasza Porębę, a także Piotra Glińskiego, Krystynę Pawłowicz i Mariusza Błaszczaka. Politycy ci do sprawy podchodzą spokojnie. Niepokój budzi jednak zarówno mechanizm ingerencji w politykę, jak i obraz stopnia desperacji teoretycznie pozapolitycznych środowisk, sięgających w walce z rządem po takie środki i osoby.

To temat, który zasługuje na oddzielny tekst, komponujący się z wątkiem kampanii jako wojny totalnej, tym razem z udziałem koalicji, sędzi, przestępcy i unijnej biurokracji.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#"Gazeta Polska Codziennie"

Krzysztof Karnkowski