Rosyjskie władze w różny sposób próbują wpływać na międzynarodową politykę. Straszenie atomem to zaledwie jedna z tych odsłon. Z oczywistych względów pomijam też sprawę wojny na Ukrainie, bo to główny element neoimperialnej układanki Kremla.
Współczesny konflikt to jednak nie tylko czołgi, rakiety i tysiące żołnierzy. To także kombinacja destabilizowania bezpieczeństwa, działań agenturalnych, dezinformacji i ataków cybernetycznych. Tego typu hybrydowe działanie Rosji nie jest wymierzone wyłącznie w Polskę i kraje bałtyckie. W ostatnim czasie przekonała się o tym Finlandia. Tamtejsze służby ostrzegają, że rosyjska agentura wywiera presję na migrantów, uzależniając zgodę na opuszczenie kraju od przystąpienia do współpracy szpiegowskiej. Problem jest poważny, bo w blokach na wtargnięcie do Finlandii oczekują tysiące osób. Wśród nich – ostrzegają Finowie – mogą być osoby silnie zradykalizowane, przestępcy, a nawet żołnierze udający cywilów. Wszystko to sprawia, że Finlandia mierzy się z największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa od dziesięcioleci. Pierwsza odsłona konfliktu miała miejsce jesienią, gdy setki imigrantów szturmowały fińską granicę od strony Rosji. Teraz Kreml uznał, że czas wrzucić drugi bieg. I czekać na reakcję.