Wygląda na to, że – jako boczny front rosyjskiej agresji na Ukrainę – toczy się także wojna informacyjna, prowadzona między innymi przeciwko przyjaźni polsko-węgierskiej.
Wygląda na to, że – jako boczny front rosyjskiej agresji na Ukrainę – toczy się także wojna informacyjna, prowadzona między innymi przeciwko przyjaźni polsko-węgierskiej. W polskiej opinii publicznej rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie fałszywe przekonanie jakoby rząd węgierski prowadził prorosyjską politykę, a na Węgrzech, nawet jeśli stanowią one mniejszość, pojawiają się opinie, próbujące przedstawić Polaków jako nieodpowiedzialnych zapaleńców. Chciałbym zachęcić wszystkich obywateli obu państw, aby nie poddawali się manipulacji: raczej w szczegółach analizując sytuację drugiego kraju, spróbowali zrozumieć powierzchowne różnice między polską a węgierską polityką wobec Ukrainy i zauważyć również podobieństwa.
Jako przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Zgromadzenia Narodowego Węgier ośmielam się pomóc w tej analizie udzieleniem poniżej kilku informacji.
Węgierski premier Viktor Orbán tuż po wybuchu wojny ogłosił, że rosyjska agresja spowodowała taką sytuację, w której Węgrzy powinni odsunąć na bok animozje, będące wynikiem prowadzonej w poprzednich latach ukraińskiej polityki narodowościowej i wszystkimi dostępnymi środkami wspierać zaatakowaną Ukrainę. Premier dodał, że Rosja z napaścią na suwerenne państwo uczyniła taki krok, którego nie może usprawiedliwić żaden argument. To podejście niedawno potwierdziło oświadczenie polityczne Zgromadzenia Narodowego Węgier.
Podstawą dla stanowiska węgierskiego rządu i parlamentu jest § 3. artykułu 2. Karty ONZ, w którym członkowie organizacji światowej oświadczają, że swoje nieporozumienia będą rozwiązywać środkami pokojowymi. Agresją na Ukrainę Rosja twardo naruszyła ten paragraf. Nawiązując przede wszystkim do tego, premier Węgier parę dni temu oświadczył, że po agresji na Ukrainę wcześniej poprawnie działające węgiersko-rosyjskie relacje nie mogą być już takie same, jakimi były dotychczas.
Tak więc rząd węgierski jednoznacznie i konsekwentnie od samego początku stoi po stronie Ukrainy i jest solidarny z Ukrainą. Węgry przegłosowały wszystkie sankcje UE przeciwko Rosji, poparły unijne zamówienia i dostawy sprzętu obronnego dla Ukrainy. W Polsce krążą związane z tym fałszywe informacje. Na przykład pojawiła się informacja, że Węgry przez jakiś czas blokowały wykluczenie Rosji z systemu SWIFT, co po prostu zupełnie nie odpowiada rzeczywistości.
Oczywiste jest, że ukraińsko-węgierskie i rumuńsko-węgierskie przejścia graniczne stoją otworem dla każdego ukraińskiego obywatela, a także dla każdego legalnie przebywającego na Ukrainie cudzoziemca. Węgierski rząd wspólnie z samorządami i organizacjami cywilnymi przekazuje im każdą możliwą pomoc i wsparcie. W pierwszych dniach wojny był taki okres, kiedy na terytorium Węgier przyjechało najwięcej ukraińskich uchodźców w odniesieniu do liczby ludności kraju przyjmującego. W sumie, po Polsce, Węgry są na drugim miejscu pod względem ilości przyjętych uchodźców. Do dnia napisania artykułu jest to liczba rzędu 200 tysięcy osób. Nie to jest jednak tak naprawdę ważne, kiedy i ilu uciekinierów wojennych przekroczy granicę. Ważne jest to, że bez względu na liczbę przekraczających osób, Węgry – podobnie jak Polska – przyjmą wszystkich i zapewnią im opiekę.
Płynie również znaczna pomoc humanitarna z Węgier na sąsiadujące z nią tereny Ukrainy. Od razu, w pierwszych dniach wojny, jej część stanowiła przekazana dla Ukrainy znaczna iloś paliwa. Wsparcie, choć formalnie niezwiązane z sytuacją wojenną, aczkolwiek w kontekście wojny o szczególnie ważnym znaczeniu jest strategiczna rola Węgier w zaopatrywaniu Ukrainy w energię. Swego czasu Węgry były pierwszym sąsiadem, który zmienił kierunek przepływu gazu w łączącym dwa państwa rurociągu i od tej pory po dzień dzisiejszy jest to dla Ukrainy najważniejszy kierunek dostawy gazu z zagranicy.
Należy wiedzieć, że region Ukrainy, gdzie cała ta pomoc dociera z Węgier do Ukrainy – Obwód Zakarpacki – na razie nie jest objęty działaniami wojennymi, co dla Węgier (zresztą i dla Ukrainy) jest wartością niezwykle ważną, wartą utrzymania.
Wiele osób ze strony polskiej zwykło mówić z lekceważeniem, że dla Węgier jest to ważne z powodu zamieszkującej pewną część tego terenu, 150 tysięcznej mniejszości węgierskiej. Nie chciałbym oceniać moralnej strony takiego bagatelizowania. Tak, dla nas zachowanie życia 150 tysięcy Węgrów i ponad miliona Ukraińców mieszkających na Zakarpaciu jest szczególnie ważnym czynnikiem. Ktoś, kto czuje się moralnie upoważniony, aby z tego powodu potępiać Węgry, niech weźmie pod uwagę przynajmniej strategiczne znaczenie bezpieczeństwa pomocy humanitarnej płynącej na Ukrainę przez ten region. Jest w interesie ogólnoeuropejskim, aby pozostał otwarty co najmniej jeden szlak, którym można w sposób bezpieczny dostarczyć pomoc na Ukrainę.
Już choćby z tego powodu Węgry muszą powstrzymywać się od takich oświadczeń lub działań, które strona rosyjska mogłaby postrzegać jako akt wojskowy godny odwetu na obszarach szczególnie wrażliwych dla Węgrów.
Należy dodać, że Węgry w zasadzie tylko retorycznie byłyby w stanie sprowokować Rosję. Będące w latach 2002-2010 przy władzy rządy wraz z doprowadzeniem do głębokiego kryzysu węgierskiej gospodarki „zadbały” także o całkowite zdewastowanie węgierskiego wojska i przemysłu obronnego. Mimo że po powrocie do wysokiego wzrostu gospodarczego, pod koniec drugiej dekady XXI wieku rozpoczął się również konceptualny rozwój armii węgierskiej i przemysłu obronnego (tak zwany Progam Zrínyi 2026), rosyjski atak przeciwko Ukrainie nastąpił wtedy, kiedy Węgry były mniej więcej w połowie planowanego na 10 lat procesu odbudowy siły obronnej.
Dlatego w obecnej sytuacji Węgry, bez naruszania swojej umiejętności spełnienia zobowiązań wobec NATO, to jest swojej pierwszorzędnej odpowiedzialności, nawet gdyby chciały, nie mogłyby skutecznie wesprzeć Ukrainy dostawami broni. Natomiast trasa dostarczania broni do Ukrainy z zachodu nigdy nie uwzględniała terytorium Węgier. W związku z tym symboliczne zaangażowanie Węgier w tranzyt broni bez praktycznych rezultatów stanowiłoby znaczne ryzyko tak dla Węgrów, jak i dla Ukraińców. Ofiara bez efektu: typowa rzecz, której nie wolno ponosić w czasie wojny.
Nasi polscy przyjaciele powinni sobie uzmysłowić, że z powodu przyczyn obiektywnych poza wymienioną powyżej pomocą humanitarną o strategicznym znaczeniu, Węgry są w stanie wesprzeć Ukrainę wyłącznie poprzez aktywną politykę pokojową. Uważam jednak, że błędem byłoby niedocenienie pokrytej także w tym strategicznej wartości. Niezwykle ważnym wspólnym celem Ukrainy, Polski i Węgier jest wykorzystanie pierwszej możliwości zatrzymania działań wojennych na Ukrainie i osiągnięcia pokoju. Każdy dzień wojny, każde utracone ludzkie życie, każda zniszczona infrastruktura osłabia powojenną Ukrainę. Dlatego też zdolność do osiągnięcia pokoju ma ogromne znaczenie strategiczne. Węgry dążą do utrzymania tej swojej zdolności i do wykorzystania jej na korzyść Ukrainy, Europy Środkowej, sojuszu zachodniego i całego świata.
Ten profil węgierskiej polityki zagranicznej rzeczywiście różni się od roli przyjętej przez Polskę, która w pierwszym rzędzie może wspierać Ukrainę w tym, żeby mogła negocjować o zawarciu pokoju z maxymalnie korzystnej pozycji wojskowej. Należy zauważyć jednak, że te dwie role nie są sprzeczne z sobą. Dlatego narracja, która przeciwstawia sobie te dwie role, jest bardzo szkodliwa. Istotą sojuszu nie jest to, że wszyscy w jego obrębie robią to samo, lecz fakt, że dla osiągnięcia wspólnego celu każdy wykorzystuje swoje predyspozycje.
Ale nasuwa się pytanie, czy cel jest wspólny, kiedy węgierski premier w jednym z wywiadów formułuje opinię, że Polska chciałaby przesunąć na wschód granice świata zachodniego, Węgry zaś po prostu chciałyby mieć suwerenne państwo między sobą, a Rosją? Ktokolwiek o to pyta, powinien zauważyć, że w tym twierdzeniu są opisane dwa rodzaje argumentacji, które jednak mają ten sam praktyczny wniosek. Nawet gołym okiem widać, że naród ukraiński chce należeć do świata zachodniego, dlatego też, jeśli pozwolą mu żyć w suwerennym państwie, to wcześniej czy później będzie do zachodu należał.
Nie ma więc w oświadczeniu premiera niczego takiego, co niektórzy próbują sugerować, że spośród dwóch sposobów rozumowania jeden jest poprawny, a drugi nie. Po prostu, tak naprawdę pod wieloma względami argumentacja polska różni się od argumentacji węgierskiej, ale faktem jest również, że oba skierowane są ku temu, by naród ukraiński mógł żyć w pokoju i mieć swobodę decydowania o własnym losie. Doskonale odzwierciedla to na przykład fakt, że Polska i Węgry – razem z pozostałymi państwami Europy Środkowej – stanowczo występują na forach unijnych o członkostwo Ukrainy w Unii.
Wizja członkostwa Ukrainy wskazuje na to, że nasza polityka – tak jak to zwykle bywa w trakcie konfliktu wojennego – działa na dwóch płaszczyznach czasowych. Jedna płaszczyzna dotyczy kroków potrzebnych w danym momencie, natychmiastowych, związanych bezpośrednio z sytuacją wojenną, jak pomoc humanitarna, czy starania o pokój. Druga płaszczyzna jest wymierzona na formowanie świata powojennego, którego częścią jest w naszym przypadku między innymi członkostwo Ukrainy w UE. Jednocześnie silna Europa, a w niej silna Europa Środkowa też są częścią tej wizji.
Ta wizja jest wspólna. Jest natomiast różnica między węgierskim a polskim postrzeganiem tego, co służy silnej Europie: pełne oderwanie od rosyjskich surowców, jak postulują nasi polscy przyjaciele, czy raczej złamanie monopolu – i wraz z tym profitu dodatkowego – rosyjskiego importu energetycznego, co stanowi sedno strategii węgierskiej.
Możliwość wyboru między dostawami ze źródeł rosyjskich i innych jest warunkiem podstawowym zaopatrzenia w energię w korzystnych cenach, a zatem zapewnienia konkurencyjności w rywalizacji międzynarodowej dla wielu europejskich gospodarek narodowych, również dla Węgier. Dlatego uważamy, że pełnym wykluczeniem rosyjskich źródeł energii Europa ukarałaby Rosję wyrządzając większą szkodę samej siebie, niż stronie rosyjskiej. Wyrządzenie samym sobie dotkliwszej szkody, niż przeciwnikowi, szczególnie w czasach wojny, jest największym błędem, jaki można popełnić.
Proponuję więc uświadomić sobie: Węgry sprzeciwiają się tylko całkowitemu wykluczeniu rosyjskiej energii z rynku europejskiego – lecz popierają wszystko, co służy likwidacji jej monopolu.
Jest to dlatego ważne, ponieważ prędzej czy później – mamy nadzieję, że raczej prędzej – skończy się ta wojna, nie zakończy to jednak historii. Świat w dalszym ciągu będzie niepewny. Będzie trwała ostra rywalizacja i będą pojawiały się w niej wciąż nowe i nie kończące się wyzwania dotyczące bezpieczeństwa. Dlatego musimy dźwiga przypadający na nas ciężar wyniszczającej wojny, toczącej się w naszym sąsiedztwie w taki sposób, aby prężny rozwój gospodarczo-technologiczny naszych krajów z ostatnich lat nie uległ zatrzymaniu, a nawet stopień jego ewentualnego spowolnienia był najmniejszy. Musimy dążyć do tego, aby po zawarciu pokoju powstała bardzo silna, szybko rozwijająca się Europa Środkowa, konkurencyjna na globalnym poziomie, której integralną część stanowi Ukraina.
Zsolt Németh jest byłym wiceministrem spraw zagranicznych Węgier.