Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że kondycja polskich skoków jest znakomita. Sukcesy indywidualne Kamila Stocha, świetne występy drużynowe, wysokie miejsce w Pucharze Narodów uśpiły nie tylko kibiców, lecz także działaczy, którzy nieco przespali ostatnie lata. Obecny sezon ujawnił, że za 2–3 lata może być nie lada problem ze znalezieniem następców Stocha, Kubackiego i Żyły.
Sobotni drużynowy konkurs w Lahti, w którym Polacy zajęli dopiero szóste miejsce, tylko potwierdził, że nie mamy obecnie drużyny, która byłaby w stanie rywalizować o podium w drużynówce.
Trudno jednoznacznie osądzić, czy to przejściowe problemy, czy głębszy kryzys. Z jednej strony obecny sezon to przełom w karierze Dawida Kubackiego, który osiągnął życiową formę. Po wielu latach stanął on na najwyższym stopniu podium zawodów Pucharu Świata, wygrał prestiżowy Turniej Czterech Skoczni, przez kolejne konkursy nie schodził też z podium. Wraz ze Stochem zajęli dwa miejsca na podium w konkursie zakopiańskim, który wciąż jest wielkim sportowym świętem przyciągającym rzesze fanów pod Wielką Krokiew. Z drugiej strony zaś Polacy słabo spisują się na zapleczu PŚ w Pucharze Kontynentalnym i zawodach dla młodych skoczków (FIS Cup). W kwalifikacjach do indywidualnego konkursu w Zakopanem wystąpiło dziewięciu naszych reprezentantów (mogliśmy zgłosić 12), bo pozostali nie prezentowali odpo-wiedniego poziomu sportowego. Co gorsza, do konkursu zakwalifikowało się pięciu, a dwóch z nich nie odegrało w nim żadnej roli.
Czwarty do drużyny
Zresztą zakopiańskie zawody nie są jakimś wypadkiem przy pracy, lecz pokazują zjawisko charakterystyczne w tegorocznych występach Polaków – brak czwartego za-wodnika do drużyny. Wprawdzie Kubacki, Stoch i Żyła regularnie punktują, a dwaj pierwsi są w czołówce Pucharu Świata, ale dalej jest ogromna luka. Jakub Wolny nie może spełnić pokładanych w nim nadziei. Po obiecującym poprzednim sezonie w tym niemal całkowicie się pogubił. I kiedy wydawało się, że po indywidualnych trenin-gach złapał formę, konkursami w Lahti zaprzeczył tej tezie. Maciej Kot tegoroczny sezon może spisać na straty. Skoczek znalazł się na zakręcie swojej kariery i wydaje się, że w tym momencie jest bliżej jej zakończenia niż dalszych startów. Część niegdysiejszych młodych talentów już w ogóle nie skacze, jak utalentowany Krzysztof Biegun, który wygrał nawet jeden z konkursów PŚ w 2013 r., czy Krzysztof Miętus, który zrezygnował ze skakania w 2018 r. Klemens Murańka wciąż nie może doszlusować do światowej czołówki. O kryzysie polskich skoków świadczy fakt, że w obecnej edycji Pucharu Kontynentalnego (zaplecze Pucharu Świata) próżno szukać naszych za-wodników w pierwszej dziesiątce. Najwyżej jest Maciej Kot, którego trudno uznać za zawodnika rokującego na przyszłość, bo traktuje on PK jako przestrzeń do odbudowania formy. Optymizmem nie napawają też zawody dla młodych adeptów skoków narciarskich z cyklu FIS Cup. W ponad dwudziestu konkursach jedynym z Polaków, któremu udało się znaleźć na podium, był trzykrotnie Adam Niżnik, który w całym cyklu zajął miejsce tuż za podium.
W czym tkwi problem?
Środowisko narciarskie jest podzielone w ocenie obecnej kondycji polskich skoków. Apoloniusz Tajner zachowuje spokój. Prezes PZN nie dostrzega powodów do alarmu i dodaje, że niedługo doczekamy się „wystrzału” zawodników z zaplecza kadry. Jak na razie jednak jego słowa się nie sprawdziły.
Zupełnie inaczej widzi tę sprawę prezes AZS Zakopane Rafał Kot, który w jednym z wywiadów mówił o przepaści sprzętowej między kadrą a jej zapleczem. Sam ma w klubie dwóch seniorów, którzy ze względu na braki sprzętowe nie są w stanie rywalizować o wejście do kadry A.
Problem dostrzega także dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN Adam Małysz, ale dodaje, że trudno zdiagnozować przyczynę. Odpiera też zarzuty, że PZN nie wspiera zaplecza kadry. „Dajemy im wszystko, co możliwe, więc niczego nie brakuje tym zawodnikom. Wiadomo, że nie każdy nadaje się do tego sportu. Jeden bardzo ciężką pracą dojdzie daleko, a innemu trudno będzie dojść do poziomu Kamila Stocha, Dawida Kubackiego czy Piotra Żyły”. Jako jedną z przyczyn „Orzeł z Wisły” podaje psychikę. Małysz twierdzi, że często na treningu wszystko wygląda bardzo dobrze, a gdy przychodzą zawody, jest dużo gorzej. Być może należałoby pomóc zawodnikom tak, jak kiedyś Małyszowi, który ściśle współpracował z psychologiem.
Kryzys w przeszłości
Obecny sezon to nie pierwszy przypadek kryzysu w rodzimych skokach. W sezonie 2012/2013 kryzys był głębszy niż obecnie, ale nie dotyczył on zaplecza kadry, lecz ekipy. Na inauguracji sezonu najlepszy był wówczas Maciej Kot, który zajął 25. miejsce. Potem były zawody drużynowe, w których nasi reprezentanci wylądowali na 11. pozycji. Wówczas trener Łukasz Kruczek zebrał wszystkich zawodników, cały sztab. Burza mózgów trwała godzinę. Kruczek zagrał va banque i zadeklarował, że może odejść. Zawodnicy stanęli wtedy za nim murem. Kamil Stoch powiedział nawet, że jeśli Kruczek odejdzie, to on odejdzie razem z nim. Z kryzysu udało się wyjść dość szyb-ko. Zawodnicy zostali wycofani z zawodów, by spokojnie potrenować z Kruczkiem. Gdy wrócili do rywalizacji, wszyscy zapomnieli o kryzysie.
Tym razem podobne trzęsienie ziemi nie powinno być potrzebne, tym bardziej że nie brakuje młodych chłopców, którzy chcą pójść w ślady Kamila Stocha. Przybywa dzieci na skoczniach. Coraz więcej ich uczestniczy w zawodach dla narciarskich adeptów z cyklu Lotos Cup oraz dla jeszcze młodszych Lotos Cup Kids. Zmianą na plus są stypendia trenerskie, choć 1800 brutto nie przyprawia o zawrót głowy. Już niedługo ma przybyć kompleks średnich skoczni, który może dać dodatkowy impuls do rozwoju narciarskiego narybku.
Adam Małysz zdaje sobie sprawę, że obecni liderzy kadry mogą utrzymać polskie skoki na światowym poziomie jeszcze przez 2–3 lata. Tyle jest czasu na stworzenie no-wej grupy wokół nowego lidera. Kto nim może zostać? Do tej pory wydawało się, że największe szanse ma na to Jakub Wolny, ale w tym roku nie może odnaleźć dobrej formy. Po sezonie środowisko skupione wokół skoków powinno siąść do rozmów i zastanowić się, co zrobić, żeby nie gubić talentów młodych skoczków, i objąć bardziej profesjonalną opieką tych, którzy pukają do kadry Michala Doležala.