Obawy dotyczą szybko rozprzestrzeniającej się mutacji Delta. Doniesienia odnośnie do tego rodzaju koronawirusa, który poczynił spustoszenie w Indiach, są na razie sprzeczne. Jedne źródła mówią o niskiej szkodliwości tej odmiany, dającej objawy zbliżone do przeziębienia: infekcję zatok, ból gardła i temperaturę ciała ok. 37 st., inne zaś o bardzo szybkiej transmisji szczepu, nawet w wyniku przelotnego kontaktu.
Pacjent, który poszukuje rzetelnej informacji medycznej, ma obecnie zadanie bardzo utrudnione z powodu szumu informacyjnego dotyczącego głównie tematu skuteczności szczepionek i ich ewentualnych skutków ubocznych. Z jednej strony mamy więc gigantyczną kampanię proszczepionkową, w którą zaangażowane są rządy i farmaceutyczni giganci. W obecnej narracji szczepionki powinni wziąć wszyscy, łącznie z ozdrowieńcami i dziećmi. Dominują tutaj względy finansowe, chociaż próbuje się je ubrać w argumenty medyczne. Po drugiej stronie barykady są zaś ruchy antyszczepionkowe, nagłaśniające każdy przypadek skutków ubocznych preparatów i negujące politykę rządów. Oprócz pseudonaukowej retoryki środowiska mogą być manipulowane przez służby krajów autorytarnych (głównie z Chin i Rosji), grające na destabilizację państw zachodnich.
Wszystkie dane wskazują na to, że podobnie jak wcześniej wariant brytyjski, jesienią dominujący w Europie może być wariant indyjski. W Wielkiej Brytanii nowa odmiana odpowiada już za 9 z 10 zakażeń. W Polsce na razie zachorowania spowodowane przez Deltę są znikome, ale po wakacyjnych wojażach sytuacja może się zmienić. Na razie Polska jest znów zieloną strefą wolną od masowych zakażeń.
Warto jednak zauważyć, że sytuacja jesienią będzie diametralnie inna od tej sprzed roku. W Wielkiej Brytanii zaszczepionych jest już 80 proc. osób dorosłych, a liczba tych, którzy przyjęli preparaty ochronne, w całej Europie stale się zwiększa. Istnieje także duża populacja, która przechorowała infekcję, a więc jest uodporniona na koronawirusa. Pytania, które pojawiają się przy tej okazji, dotyczą skuteczności obecnych rodzajów szczepionek na nowy szczep oraz możliwości ponownego zakażenia przez ozdrowieńców. Tutaj doniesienia również nie są jednoznaczne. Jeśli objawy przypominają przeziębienie, dla większości populacji wirus nie przyniesie większych szkód. Okazuje się jednak, że łatwiej się nim zarazić. Dotyczy to zarówno tych, którzy chorowali już na COVID-19, jak i tych, którzy zaszczepili się dostępnymi preparatami. Dane brytyjskie mówią o niższej skuteczności szczepionki Pfizera w przypadku wariantu Delta. Nowe zachorowania wśród zaszczepionych pojawiły się także w Izraelu, który rozważa nawet powrót restrykcji. Mniejsza odporność na mutację indyjską dotyczy także ozdrowieńców. Szacunki mówią, że zaledwie połowa z nich może spać spokojnie. Eksperci wzywają więc do minimalizowania ryzyka i przyjmowania przynajmniej jednej dawki szczepionki.
Kontrowersje wokół programu szczepień dotyczą głównie ewentualnego przymusu i restrykcji sanitarnych wprowadzanych wobec osób niezaszczepionych. Pomijając opinie skrajne, najwięcej wątpliwości mają osoby, które przeszły infekcję w sposób lekki, oraz ci, którzy nie chcą w sposób sztuczny budować odporności u dzieci. Takiego zalecenia nie ma m.in. w Niemczech.
Z kolei coraz więcej badań naukowych pokazuje, że ozdrowieńcy utrzymują bardzo wysoką odporność przez długi czas, gdyż mają odpowiednią ilość przeciwciał. Dowodzi to badanie naukowców z Washington University opublikowane w periodyku „Nature” oraz inne z Rockefeller University. Wynika z nich, że odporność może trwać rok, a nawet dłużej. Z kolei badanie z Cleveland Clinic dowodzi, że szczepienie ozdrowieńców nie przynosi im dodatkowych korzyści, jeśli chodzi o odporność. Okazuje się, że ryzyko ponownego zachorowania na koronawirusa w przypadku ozdrowieńców zaszczepionych i niezaszczepionych było na takim samym poziomie. Badanie przeprowadzono na dużej grupie – ponad 52 tys. osób. Powyższe fakty napawają optymizmem w zakresie nabywania odporności zbiorowej, nawet w przypadku niższej frekwencji w punktach szczepień. Pacjenci wykazują coraz więcej ostrożności, przez co np. Słowacja musiała wycofać preparat Sputnik V z powodu braku chętnych na tę szczepionkę. Przedtem media informowały o tym, że różniła się ona składem od deklarowanego przez Rosjan.
Wielu pacjentów, którzy zdecydowali się na szybkie szczepienia, oprócz argumentów zdrowotnych motywowało się chęcią wyjazdu na urlop. Podróżowanie miało ułatwić wprowadzenie paszportu szczepionkowego z unikalnym kodem zaświadczającym o poddaniu się koniecznym zabiegom medycznym, aby być wolnym od wirusa. Praktyka okazuje się jednak zdecydowanie inna. Poszczególne kraje prowadzą autonomiczną politykę wobec podróżnych ze względów pandemicznych i ekonomicznych. Na Łotwie czy we Włoszech obecnie bez względu na przyjęcie szczepionki należy wykazać się negatywnym wynikiem testu, w pierwszym przypadku musi być to test PCR, w drugim zaś wystarczy antygenowy. Z kolei są kraje, które dla Polaków całkowicie zniosły wymóg jakichkolwiek testów i nie zważają na wykonane szczepienia. Swobodnie można podróżować na razie do Chorwacji i Hiszpanii. Kraje żyjące z turystyki starają się przyciągnąć do siebie jak największą liczbę turystów i prawdopodobnie będą maksymalnie luzowały obostrzenia.
Należy spodziewać się także, że nie powiodą się próby regulacji społecznych w reżimie sanitarnym. Obecnie najpopularniejsze dotyczą niewliczania do obowiązujących limitów osób w pełni zaszczepionych. Dotyczy to głównie wydarzeń o charakterze publicznym czy religijnym. Niektórzy pracodawcy wywierają także presję na pracowników w kwestii przyspieszenia procedur szczepiennych. Jakkolwiek takie zalecenia można uznać za zrozumiałe, na dłuższą metę spotykają się one z negatywnym odbiorem społecznym. Wszelkie propozycje związane ze stosowaniem przymusu czy kar wobec osób korzystających ze swobody wyboru są oprotestowywane przez obywateli. Nietrudno też zauważyć, że najbardziej radykalne pomysły pochodzą od ekspertów w jakiś sposób związanych z lobby farmaceutycznym. Ponieważ w Polsce istnieje zakaz reklamy leków (nie mylić z preparatami OTC – preparaty sprzedawane bez recepty, over-the-counter), największy procent działań marketingowych kierowany jest bezpośrednio do lekarzy. Dlatego niektóre środowiska medyczne stają się rzecznikami farmaceutycznych gigantów, będąc beneficjantami opłacanych przez nich grantów, konferencji czy sympozjów.
Oddala się także wizja kolejnych lockdownów. Tutaj przeważają także czynniki ekonomiczne. Na paraliżu globalnych łańcuchów dostaw skorzystali głównie chińscy producenci. Ceny podstawowych produktów przemysłowych oraz kluczowych komponentów wzrosły wielokrotnie i zaczyna ich brakować. Coraz więcej jest przesłanek, że wirus wydostał się z chińskiego laboratorium i stał się elementem globalnej gry chińskiej Partii Komunistycznej.
Skutki dalszego zamykania gospodarki byłyby nie do udźwignięcia dla przedsiębiorstw oraz dla rządów, którym skończyły się pieniądze na dalsze wspomaganie socjalne. Dlatego do surowych obostrzeń jesienią najprawdopodobniej już nie dojdzie. Jak wykazały badania, podczas pandemii najbogatsi zarobili krocie, stracili najbiedniejsi. Być może o to właśnie chodziło.
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)