Ile jest procent cukru w cukrze? To poważne pytanie nurtowało kiedyś wiele osób, czego dowodem jest słynna scena z filmu Barei. Nie znam rozwiązania tej zagadki, wiem za to, ile jest PO w Jachirze. 300 procent. Minimum. Powinniśmy być wręcz wdzięczni Schetynie za to, że zdecydował się promować akurat tę postać w kampanii wyborczej.
Jachira bowiem uosabia wszystko to, co PO reprezentuje, ale ma jedną dodatkową zaletę – w przeciwieństwie do większości członków tej partii, ona nawet nie stara się ukrywać, kim jest naprawdę. Z jednej strony może nas to boleć. Sam fakt, że istnieją w Polsce wciąż silne ugrupowania polityczne, które sięgają po taki rynsztok, nie najlepiej świadczy o kondycji naszej demokracji, o stanie naszej debaty publicznej. To, że kolejne klony Palikota mają swoje 5 minut sławy dzięki PO, że brylują w mediach, które tę formację wspierają – też nie powinno być przyczyną naszego optymizmu. Z drugiej strony, dzięki Jachirze „karty zostały odkryte”. Każda osoba, która zagłosuje na PO, będzie musiała także, tym samym, zaakceptować to, co ona robi. Jej najgorsze drwiny z religii, kpienie z osób, które zginęły w tragedii smoleńskiej itd. Nie da się już udawać, że tego nie ma.
Zresztą w wypadku Jachiry to nawet nie jej hejt jest najważniejszy. Coś dużo ważniejszego przebija z każdego wystąpienia tej kobiety – absolutny brak jakiegokolwiek programu politycznego, jakiejkolwiek wizji rozwoju Polski. Tę pustkę może ukryć tylko paranoją i wmawianiem, że w Polsce trwa coś gorszego niż nazizm, albo nakręcaniem spirali nienawiści i prostackich szyderstw z tych, którzy myślą inaczej niż ona. A to wszystko polane sosem skrajnej głupoty oraz, chyba szczerego, przekonania o byciu intelektualną i artystyczną elitą. Przecież tym jest właśnie PO i niczym więcej. Wokół tego Platforma siebie skonstruowała, zaistniała w przestrzeni publicznej i usiłuje przetrwać. Dlatego pozwolę sobie na koniec mieć małą odezwę do Grzegorza Schetyny. Panie Grzegorzu, niech Pan nie przestaje! Jak najwięcej Jachiry!