Dziś już wyraźnie widać, jaką taktykę przyjęły media na pasku PO w sprawie agenta Rubcowa vel Gonzaleza. Usiłują po prostu „przeczekać” ten trudny dla nich czas.
Zatem mimo że mamy do czynienia z jedną z największych afer szpiegowskich w dziejach III RP, właściwie, poza kilkoma artykułami, media takie jak „GW”, TVN i inne biuletyny partyjne Platformy Obywatelskiej milczą o tym skandalu. Trudno się im dziwić. Im więcej wiemy o sprawie Gonzaleza, a także jego konkubiny Chodownik, tym wyraźniejsze staje się to, jak głęboko agent Putina spenetrował środowiska medialne związane z PO, podobnie jak najróżniejsze, współpracujące z nimi NGO-sy. Taki stopień infiltracji implikuje konieczność jawności, jeśli chodzi o personalia osób zamieszanych w tę sprawę. Opinia publiczna musi się dowiedzieć, kim byli ci, którzy utrzymywali w sposób regularny relacje z agentem i jego kochanką. Chociażby z tej prostej przyczyny, że póki nie dojdzie do ujawnienia konkretnych nazwisk, służby rosyjskie mogą swobodnie szantażować te osoby i zmuszać do działania na swoją korzyść. Zważywszy zaś na to, że, jak wszystko wskazuje, są wśród nich znani pracownicy mediów zblatowanych z aktualną władzą – sprawa ta staje się kwestią państwowego bezpieczeństwa. Prawda jest taka, że gdyby owi „dziennikarze” mieli na uwadze cokolwiek poza własnym interesem, powinni się sami ujawnić. Póki tego nie zrobią, każdego dnia narażają swoje państwo. Niestety, wydaje się, że nie ma co liczyć na tego typu refleksję wśród tej grupy. Ich dotychczasowe milczenie wskazuje jednak, że się boją. Że jedyne, co mogą na daną chwilę zrobić, to zniknąć, wyjechać na urlop itp., licząc, że sprawa minie, że im się upiecze. Jedno jest pewne – jeśli Polska ma być normalnym i bezpiecznym państwem, musimy poznać i ujawnić wszystkich dziennikarzy i aktywistów, którzy współpracowali z Rubcowem vel Gonzalezem. Potem faktycznie można pozwolić im zniknąć. Raz na zawsze z publicznego życia naszego kraju.