Dwóch mężczyzn siedzi w barze przy piwie. Jeden wciąż prowokuje drugiego. Wyzywa od najgorszych, macha łapami, pluje, warczy, rzuca coraz grubsze słowa. Określenia takie jak faszysta, nazista, morderca, gwałciciel, prymityw, którego nie powinno być w tej knajpie, a najlepiej, jakby się w ogóle nie urodził – to te najlżejsze epitety.
W pewnym momencie mężczyzna naprzeciwko reaguje równie ostro. I co się dzieje? Ten, który wcześniej tak atakował, zaczyna… płakać. Bo on jest taki biedny, wciąż atakowany, oskarżany. Tonem świętego oświadcza, że on nigdy takiej nienawiści nie zrozumie, że liczy się miłość. A potem idzie naskarżyć do właściciela knajpy. W praktyce – mało prawdopodobna sytuacja. Ale nie w polskiej debacie publicznej. Ma nawet miejsce teraz. W kontekście słów abp. Jędraszewskiego. Bo szczerze – słowo „zaraza” jest terminem bardzo mocnym. Dla mnie nieakceptowalnym. Nie dlatego, że mam chociaż gram sympatii dla ideologii podobnej LGBT. Oj, nie. Więcej – jeśli chodzi o powody krytyki tejże „myśli” – szanuję poglądy arcybiskupa. Ale nadal jest to ideologia, która ma prawo istnieć w ramach państwa prawa, a nic, co spełnia te warunki, w moim odczuciu, nie powinno być tak ostro określane. Tylko że znów hipokryzja i kłamstwa drugiej strony przekraczają wszelkie granice. Od fałszu, że słowa o zarazie były opisem ludzi (nie! nie chodzi o ludzi, lecz o ideologię, ideologię pełnej akceptacji aborcji, nienawiści do każdego, kto nie chce żyć „tęczowo”, bardzo konkretnej i groźnej wizji człowieka), po zupełne pomijanie „drobnego” faktu, że lewica sama od lat w swej nienawiści przekracza kolejne granice. Wyzywając każdego, kto ośmielił się pomyśleć inaczej niż oni, od nazioli, bydlaków, opętanych nienawiścią morderców i de facto podludzi. Owszem, świat, w którym język jest łagodniejszy, jest światem lepszym. Ale nie może być tak, że tylko jedna strona jest tym „dżentelmenem” spokojnie znoszącym kolejne wyzwiska. Więc z jednej strony chciałbym, żeby słowa tak mocne jak „zaraza” nie pojawiały się w debacie publicznej. A z drugiej – jak to jest, że tylko tej drugiej stronie wolno?