Jak zwykle w lipcu w Polsce zapanował faszyzm. Nie musimy się chyba tym zbytnio przejmować, bo dyktatura i totalitaryzm, w narracji PO, jej mediów i „autorytetów”, dopadają nas mniej więcej raz na miesiąc.
Tym razem powodem ogłoszenia kolejnego „ostatecznego upadku demokracji” okazał się fakt, że zbudowano na granicy Polski z Białorusią płot. Jak widać, każda konieczna, strategicznie zwiększająca siłę i bezpieczeństwo Polski decyzja, skutkująca osłabieniem możliwości rosyjskich prowokacji (czy mowa o murze, o WOT, czy o przekopie mierzei), jest dla PO faszyzmem. Niemniej warto przyjrzeć się, w jaki sposób oburzano się na „skandaliczną” decyzję. Jednym z najczęściej powtarzanych słów był „wstyd”. Wstydem okazuje się budowanie murów w XXI wieku, wstydem jest, że premier ośmielił się przyjechać i obejrzeć ukończoną budowę. To bardzo symptomatyczny element dla dyskursu Platformy. Okazuje się, że to, jaki skutek mur na granicy Polski i Białorusi przyniesie, nie jest istotne. Nie są ważne konsekwencje dla naszego państwa, to, czy faktycznie ograniczy on antypolskie akcje Putina i Łukaszenki. Platforma nie próbuje nawet podejmować dyskusji, nie usiłuje racjonalizować swojego stanowiska. Wie, że przegra jakąkolwiek merytoryczną debatę. Musi więc odwołać się do innego paliwa, do emocji. Wstyd nie jest w żaden sposób kategorią polityczną. Za jej pomocą można, wzbudzając w elektoracie odpowiednią histerię emocjonalną, zablokować jakiekolwiek próby analizy, myślenia. Wstyd to forma tresury, reakcji, która ma poprzedzać refleksję. Tylko to pozostaje PO. Widać to było zresztą bardzo wyraźnie podczas ostatniej konwencji Platformy. Wypowiedzi Tuska i Trzaskowskiego były idealnym przykładem czystego populizmu, bezideowego grania na emocjach tłumu, wprowadzeniem go w stan „rozchybotania”. Prymitywna tresura i emocje, tylko to zostało PO.