Rodzina, obok Kościoła katolickiego, jest najbardziej obrzydzaną, znienawidzoną i atakowaną wspólnotą przez środowiska lewicowe i liberalne oraz związane z nimi ideologie – np. genderyzm i LGBT. W ich przekonaniu zniszczenie tych wspólnot jest niezbędnym warunkiem uszczęśliwienia człowieka.
Szczęście przychodzi do nas na dwa sposoby. Niekiedy jest nam dane jako dar, uśmiech losu. Częściej jednak zależy od nas samych. Doświadczamy go na wielu drogach: choćby obcując z pięknem przyrody i sztuki, wyznaczając sobie cele i dążąc do ich realizacji, tworząc, poszukując prawdy i ją odkrywając, spotykając się z dobrocią innych osób.
Czy istnieje jakaś szczególna, wyróżniona droga przeżywania szczęścia? Studiując „Cztery miłości” Clive’a S. Lewisa, napotkałem na arcyważne zdanie, zawierające myśl na wagę złota: „Nie kwestionuję (…) ani przez chwilę, że w naszym życiu dziewięć dziesiątych najróżnorodniejszego a trwałego i solidnego szczęścia zawdzięczamy przywiązaniu (rozumianemu przede wszystkim jako miłość rodzinna)”. Czy wspomniane środowiska i ich wyznawcy są tego świadomi?