Baśnie, nieprawidłowo zwane bajkami, to ta część folkloru, która znakomicie, acz nieświadomie, a czasem wręcz bezlitośnie, ukazuje mentalność opowiadającego je sobie narodu. Dlatego np. znane wszystkim opowiastki ludu niemieckiego zebrane, czy wedle nieżyczliwych mocno „podredagowane” przez Braci Grimm wedle ich prywatnych gustów, znamy w wielce podczyszczonej i złagodzonej wersji, gdyż w oryginale przerażają istnym nagromadzeniem wątków sado-masochistycznych – czyżby zatem charakterystycznych dla mentalności niemieckiej?
Z rosyjskimi jeszcze większa bieda – o ile można pojąć, dlaczego zła czarownica zwabia Jasia i Małgosię – by ich upiec i zjeść, ma się rozumieć, to złapać sens opowiastek dla dzieci wytwarzanych przez Moskali trudno pojąć nawet ich wielbicielom. A to jakiś Iwanuszka- durak, jak sam przydomek wskazuje skończony idiota, pokonuje nie wiedzieć jakim sposobem wszystkich mądrzejszych konkurentów i zdobywa rękę carówny i pół królestwa, a to dziarski strzelec otrzymuje od cara zagadkowy rozkaz: „Idź tam, dokąd nie wiem sam i przynieś to, sam nie wiem co”, po czym wypełnia go co do joty – jak i po co, nie sposób pojąć. Inny wielki gieroj bylin (epickie pieśni ludowe), niejaki Ilja Muromiec, pierwsze 30 lat życia spędza bez ruchu na wielkim ruskim piecu, a potem znienacka wyrusza w świat i dokonuje mnóstwa bohaterskich czynów.
Co prawda rozczarowani ostatnimi przejawami braterskich uczuć Moskali Ukraińcy złośliwie podsumowali wyczyny kacapskiego gieroja memem skombinowanym z dwóch obrazów słynnych malarzy rosyjskich, wskutek czego zamiast przed kamieniem na rozstajach duma on nad stosem ludzkich czaszek. Niewątpliwie oddaje to nie gorzej od wspomnianych baśni ducha Moskowii, czyli chaosu i absurdu, gdzie przyczyna i skutek działań nie mają żadnego znaczenia, byle by można rżnąć i rabować każdego, kto się napatoczy. Gorzej, gdy te mętne i nieprzeniknione dla europejskiego umysłu reguły przeszczepia się na inny grunt. O ile u zaliczanych przez profesora Konecznego do cywilizacji bizantyńskiej Niemiec turańsko-stepowe idee rosyjskie znajdują spore zrozumienie ze względu na podobną imperialną mentalność, to już u naszych – nie ośmieliłbym się tu użyć słowa „polskich” - powiedzmy, rodzimych wykonawców idei dyktowanych z Moskwy i Berlina wychodzi to mocno groteskowo.
Owszem, dziarsko pędzą (ciągnąc za sobą cały kraj, gdy przez złośliwość losu znajdą się u władzy) nie wiedzieć dokąd i nie wiedzieć po co, ale z góry można przewidzieć, że przez niezrozumienie właściwego sensu baśni gierojów z nich nie będzie. Bo ów sens sprowadza się do tego, że wszystko dobre dostaje się nie temu, kto się mocno nastarał, ale dobrze ustawionemu kretynowi, zatem wysługiwanie się przez jurgieltników ościennym Iwanom-może-i-nie-takim-już-durakom nic im nie da, bo rączka kremlowskiej „carówny” dawno już przyrzeczona pruskiemu kronprinzowi, obojętne czy SPD, CDU czy AfD, a połowa królestwa to ta do linii Wisły i też obiecana komu innemu. To już bardziej logicznie kombinowały „polskie” komuchy w 1944, mając świadomość, że będą tylko pokornymi, acz gorliwymi wykonawcami prikazów Kremla.
Symbolem tego był wybór na główne święto sowieckiej prowincji pod nazwą PRL daty 22 lipca, na pozór związanej z ogłoszeniem Manifestu rzekomo Lubelskiego, a napisanego w Moskwie pod dyktando Stalina, a w istocie podskórnie odwołującej się do tegoż dnia z 1793 r., gdy pod rosyjskim dyktatem Sejm zrezygnował w imieniu Rzeczypospolitej z ziem zajętych pół roku wcześniej przez Rosję. Jeśli pretendujący dziś do władzy są tak mało lotni, to co można powiedzieć o tych, którzy ich na fotel gubernatora tej prowincji wprowadzili? Ich stan wiedzy najlepiej charakteryzuje ponury dowcip też zresztą przybyły do nas via internet z „ponurego Wschodu” wedle celnego określenia wielkiego polskiego pisarza Ferdynanda Ossendowskiego, znawcy „russkoj duszy”.
To istne memento dla ignorantów politycznych, nie tylko rodzimych, ale i europejskich: - Do jakiego obozu koncentracyjnego nas wiozą? - A nie wiem, nie interesuję się polityką! Może jednak dumającemu nad wyborem drogi ruskiemu herosowi lepiej poradzić, by udał się nie w naszą stronę, ale w ślad za ruskim okrętem? Tylko że do tego trzeba by na czele Rzeczypospolitej kogoś sprawniej władającego zacną batorówką niźli błazeńskim kaduceuszem.