W piątek Prawo i Sprawiedliwość pokazało nowy spot, ogłosiło hasło „Przyszłość to Polska” i ruszyło w kolejny objazd kraju. Tym samym partia rządząca inaugurowała kampanię wyborczą. Równocześnie w naszej polityce oraz całej przestrzeni publicznej i medialnej na nowo, w niespotykanej jednak wcześniej skali, wybuchł spór o papieża Jana Pawła II. Według części głosów to właśnie on będzie kluczowy dla nadchodzących wyborów. Nie podzielam tak mocnej oceny. Jednak wpływ tematu na krajową politykę będzie znaczący i już w pierwszych godzinach sporu dał o sobie znać.
W ostatnich dniach pojawiło się po stronie opozycyjnej wiele głosów mówiących o tym, że wbrew oficjalnemu optymizmowi liderów partii opozycyjnych wiele wskazuje na to, że to PiS ma większe szanse na tworzenie rządu po kolejnych wyborach. Profesor Jacek Raciborski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zwracał w zeszłym tygodniu uwagę, że trendy sondażowe z lutego są bardzo podobne do tych, które przed poprzednimi wyborami zapowiadały wygraną Zjednoczonej Prawicy. Według Raciborskiego, jeśli te tendencje utrzymają się również w kolejnych dwóch miesiącach, wynik wyborów będzie przesądzony. „Opozycja zdobędzie razem więcej głosów, ale to PiS wybory wygra” – konkluduje profesor.
Ciekawe i dość optymistyczne dla PiS wnioski płyną też z kolejnego raportu, przygotowanego przez prof. Przemysława Sadurę i Sławomira Sierakowskiego dla „Krytyki Politycznej”. Wydaje się, że cała publikacja napisana jest pod tezę o konieczności i bezalternatywności stworzenia jednej listy opozycyjnej. Autorzy raportu twierdzą, że idea ta cieszy się dużym poparciem wyborców wszystkich potencjalnie tworzących taki układ sił politycznych – KO, Polski 2050, Nowej Lewicy i PSL. Brak porozumienia w tej sprawie świadczyć ma o oderwaniu liderów od elektoratów, zarazem skutkując ich zniechęceniem i apatią.
To rozumowanie pomija jednak fakt, że prawdopodobnie wyborcy przeciwni wspólnej liście stanowią najwierniejszy, lecz również najbardziej tożsamościowy elektorat, dla którego właśnie to przedwczesne zjednoczenie może być czynnikiem zniechęcającym, w skrajnych przypadkach skutkującym absencją wyborczą. Wzajemnych napięć między wyborcami poszczególnych partii opozycji przecież nie brakuje, co zresztą wzmocniła również polemika wokół reportażu TVN i politycznej na niego reakcji.
Wróćmy jednak do badań lewicowych autorów. Wykazują oni, że PiS dysponuje wciąż potencjalnym kapitałem w postaci zniechęconego elektoratu, który nie deklarując dziś poparcia dla rządzących, nie znalazł dla siebie innej politycznej reprezentacji. W trakcie kampanii wyborczej może uznać, choćby tylko z powodu obaw związanych z powrotem Donalda Tuska do władzy i niechęci do Platformy, że trzeba dać PiS kolejną szansę, nawet jeśli tym razem miałoby to być już tylko głosem na mniejsze zło.
Sadura i Sierakowski zdają sobie z tego sprawę, przy okazji zwracając uwagę, że dotyczy to również elektoratu kobiecego. Jednym z liberalnych mitów jest, że po wyroku TK z października 2020 r. PiS miało „stracić kobiety”, tymczasem poparcie w żeńskim elektoracie nie odbiega od ogólnego rozkładu sympatii. O tym, że wskaźniki wśród kobiet wróciły do wcześniejszej normy poparcia, inny opozycyjny portal, Oko.press, pisał już kilka miesięcy temu. Oczywiście nie znaczy to, że partii Jarosława Kaczyńskiego wolno dziś spocząć na laurach.
Pokazany w piątek spot jest energetyczny, żywy, odwołujący się do nastrojów i emocji z roku 2015. Rzuca się w oczy mocna obecność Beaty Szydło, polityk wciąż bardzo popularnej, mającej też potencjał przekonania tych grup wyborców, którzy z różnych powodów mniej entuzjastycznie podeszli do rządów Mateusza Morawieckiego. Premiera jednak nikt w kampanii wyborczej nie chowa. Dostrzeżono, że partia rządząca potrzebuje dziś połączenia wizerunków i sympatii społecznej (nie zawsze w tych samych grupach wyborców) dwójki różniących się od siebie wizerunkiem i odbiorem społecznym polityków.
Co więcej, również pojawienie się tonu oszczędnej, ale jednak, samokrytyki, połączonego z ponownym odwołaniem się bezpośrednio do wyborców, ich nastrojów i potrzeb, wydaje się krokiem w stronę odzyskiwania dawnego, trochę większego od obecnego poparcia.
Kończy się zima, nie sprawdziły się żadne z najczarniejszych prognoz opozycji i mediów, co więcej, nawet kwestia prezydenckiego weta w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, a więc i brak unijnych środków, nie odbiły się w ogóle na sondażach, co wskazywałoby, że elektorat, który został przy PiS na początku roku 2023, i tak już na unijne środki nie liczył. Niezły piątkowy start wzbudził pewne zaniepokojenie drugiej strony, które objawiło się absurdalnymi zarzutami, że partia Jarosława Kaczyńskiego „kopiuje formułę spotkań z ludźmi Donalda Tuska” (!), a w „Wyborczej” Paweł Wroński pisał wręcz o „ożywianiu trupa”.
Tydzień temu w poniedziałek w programie „Czarno na białym” stacja TVN pokazała reportaż, uderzający w pamięć o papieżu Janie Pawle II. Nie będę w tym miejscu zajmował się stroną merytoryczną wyemitowanego materiału, pojawiło się już mnóstwo mniej lub bardziej druzgocących dla niego omówień. Liberalna bańka liczyła, że to uderzenie zmieni ostatecznie nastawienie do papieża wciąż licznej konserwatywnej części społeczeństwa, a wywołana dezorientacja przełoży się na rewizję nie tylko podejścia do Kościoła, lecz także politycznych wyborów.
Tymczasem stało się coś innego, temat, owszem, zdominował dyskusję (przykrywając choćby aferę w Szczecinie, nośną dla PiS, i wynikły z niej dramat, rozgrywany przez opozycję), zmobilizował prawicę, opozycję zaś podzielił, a przede wszystkim pokazał nijakość i tchórzostwo Platformy. Politycy tej partii bali się zająć stanowisko (choćby niejednolite) i schowali głowy w piasek, wystawiając się na ataki i z lewej, i z prawej strony. Przy okazji PSL zajęło inne od swych partnerów z Polski 2050 i reszty opozycji stanowisko, a Szymon Hołownia kolejny raz pokazał, że katolicki, dawny wizerunek nie licuje z lewicowym podejściem jego parlamentarzystów do wielu kwestii, w tym pamięci o papieżu.
Politycy PO i część życzliwych im komentatorów dostrzegają już, że przysługa TVN była niedźwiedzia, lecz przy okazji zderzają się z jazgotem najbardziej liberalnych i agresywnych wyborców, których stali się zakładnikami. Jeśli więc materiał telewizyjny o papieżu miał zmienić przedwyborczy układ sił, to w pewnym stopniu już udało się to osiągnąć, jednak efekty są jak dotąd odwrotne do oczekiwanych. Wprowadzenie tematu do obiegu sprzyjać będzie odzyskiwaniu zniechęconych wyborców, co stanowi największe wyzwanie dla PiS, a równocześnie stawiać w trudnej sytuacji te polityczne formacje, które na sztandar wzięły koniunkturalizm i bezideowość.
Liberałowie nie docenili też faktu, że Jan Paweł II pozostaje dla Polaków ważnym punktem odniesienia, nawet jeśli część z nich krytycznie ocenia niektóre aspekty jego pontyfikatu. To już kolejny temat, który sprawia, że głosowanie na PiS będzie głosowaniem na zachowanie spokoju społecznego, obroną znanego przed chaotycznym nieznanym, a to już kilka razy ratowało tę partię przed wyborczą porażką.