Jedna z najbardziej frapujących rzeczy, jeśli chodzi o postać Witolda Pileckiego to wielowymiarowość rotmistrza. Jego biografia zawiera w sobie kilka różnych perspektyw, obszarów składających się na całość – z jednej strony różnorodnych, a z drugiej spójnych. Dopiero co na łamach „Gazety Polskiej” opisywaliśmy historię przedostania się Pileckiego jako ochotnika za druty Auschwitz, potem jego brawurowej ucieczki z niemieckiego obozu śmierci i sporządzenia raportu, zaraz potem nadeszła rocznica zamordowania go przez komunistycznych katów po czymś, co nawet trudno nazwać „procesem” – był to po prostu mord sądowy.
Zresztą spojrzenie, jakim obdarzył Pilecki prokuratorów i sędziów (widać je na znanym zdjęciu procesowym) mówił wszystko – co myślał sobie, o nich i o tym, co się dzieje. „Oświęcim to była igraszka” – tym jednym strasznym wyznaniem opisał los, jaki zgotowano mu w ubeckich katowniach.
A przecież poza Auschwitz i niemieckimi zbrodniarzami oraz poza męczarnią z rąk PRL-owskich oprawców były inne, tak ważne obszary życia Pileckiego, które składają się na cały obraz. To i harcerstwo, i wojna polsko-bolszewicka, i życie rodzinne, i wrzesień 1939 roku, i Kedyw, i Powstanie Warszawskie, i wreszcie – o czym już nie wszyscy pamiętają – jego pobyt we Włoszech, przydział do 2 Korpusu Polskiego tuż po zakończeniu wojny, zaś we wrześniu 1945 roku rozmowy z generałem Andersem o powrocie do kraju, by realizować zadania organizacji „NIE”.
A wreszcie jest ten moment, gdy w trakcie ostatniego widzenia Pilecki przekazał żonie informację, by kupiła książkę „O naśladowaniu Chrystusa” i czytała ją dzieciom. Książeczka miała im dawać siłę, tak jak dawała jemu…
Być może właśnie to ostatnie polecenie, choć tak proste, stanowi najpełniejszą, najgłębszą formę testamentu duchowego rotmistrza. Książka ta wydawana jest od wieków. I choć malutka, to pełna mocy. Cała będąca poradnikiem życia opartego na Słowie Bożym, na Chrystusowym wzorcu.
Polecając ją, jako lekturę swoim dzieciom – zostawił dzieło à Kempisa w spadku nam wszystkim, którzy odnajdujemy w nim wzór niezłomności. Czyż nie wypada po nią sięgnąć?