Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Sądowe polowanie na Trumpa prowadzi go do Białego Domu

Jeżeli wiec polityczny gromadzi 100 tys. ludzi, to mamy do czynienia z niebagatelnym wydarzeniem. Tak stało się w majową sobotę w Wildwood w stanie New Jersey. Bohater był jeden – entuzjastycznie przyjmowany przez tłum Donald Trump.

Toczący się od kilku tygodni w Nowym Jorku proces sądowy uniemożliwia Trumpowi prowadzenie normalnej kampanii wyborczej. Mało tego, stronniczy sędzia zakazał mu w dniach procesowych opuszczania miasta.

Tymczasem do tego procesu, jak przyznaje wielu prawników i prokuratorów, nie powinno w ogóle dojść. Byłemu prezydentowi zarzuca się, że zapłacił w 2016 r. Stormy Daniels, aktorce filmów porno, 130 tys. dolarów za milczenie w sprawie rzekomej relacji intymnej podjętej w 2006 r. Pieniądze miały pochodzić z funduszu wyborczego, a nie prywatnego. To posłużyło do przygotowania 34 zarzutów kryminalnych, za co grozi od 4 do 74 lat więzienia. 
Proces Donalda Trumpa jest więc bezprecedensowy w najnowszych dziejach USA. – Jestem niewinny. To polityczne polowanie na czarownice – powtarza od wielu miesięcy republikanin. 

Chce wygrać w New Jersey

– Jak dzisiaj widać, poszerzamy mapę wyborczą, ponieważ oficjalnie zamierzamy zawalczyć o New Jersey – zapowiedział Donald Trump. 
Od pewnego czasu były prezydent Stanów Zjednoczonych stawia jako priorytet walkę w stanach tradycyjnie zdominowanych przez Partię Demokratyczną. Mówi o Nowym Jorku i New Jersey. W tym pierwszym stanie ostatnim republikańskim kandydatem, który wygrał wybory, był Ronald Reagan w 1984 r., a w tym drugim – George Bush senior w 1988 r. 

Na gigantycznym wiecu 11 maja Trump wiedział, co mówić. Według najnowszego sondażu Michigan Ross dla „Financial Timesa” aż 80 proc. zarejestrowanych wyborców uważa rosnące ceny za jeden z największych problemów w kraju, uznając jednocześnie, iż republikański kandydat na prezydenta lepiej poradziłby sobie z gospodarką. W tym przypadku Trump ma aż 43 proc. poparcia, Joe Biden zaledwie 35 proc. Z drugiej strony – tylko 28 proc. w omawianym badaniu twierdzi, że Biden pomógł gospodarce, przy czym aż 58 proc. wyraża dezaprobatę wobec stanu amerykańskiej gospodarki. 

Wina Bidena

Donald Trump wyszydzał „Bidenflację”, która spowodowała wzrost cen wszystkiego, łącznie z hot dogami na promenadzie w New Jersey, których próbował przed wystąpieniem na scenie. 

– Cena hot dogów wzrosła o 22 proc., kurczaków o 32 proc., a hamburgerów o 37 proc. Dlatego zjadłem hot doga. Jajka zdrożały o 50 proc., benzyna o 50 proc., bekon o 79 proc. Dlatego nie jem już bekonu. Jest za drogi – wyliczał republikanin. 

Trumpa na jedzenie bekonu na pewno stać, ale wysokie ceny żywności nie podobają się wielu Amerykanom i są jednym z głównych tematów kampanii wyborczej. Kandydat sprytnie wykorzystuje kwestię inflacji, by osłabić notowania głównego rywala w kampanii wyborczej. 

– Wybór dla New Jersey i Pensylwanii jest prosty. Jeśli chcesz niższych kosztów, wyższych dochodów i większej liczby weekendów na plaży, głosuj na mnie – mówił Trump do 100 tys. swoich zwolenników. 

Trump obiecał ponadto, że powstrzyma „szaleństwo wydatków Bidena”, „nowe zielone oszustwo” i „inflacyjną spiralę śmierci”. A co jeśli przegra wybory? Wówczas nastąpi krach taki, jak w 1929 r., który niechlubnie zapoczątkował wielki kryzys. Kandydat obwinił też Bidena o „wypuszczenie energii spod kontroli” i wzrost cen ropy do 100 dolarów za baryłkę, co przyniosło Rosji fortunę i pomogło finansować wojnę Władimira Putina z Ukrainą. 
– Pierwszego dnia wyrzucimy „Bidenomics” i przywrócimy „MAGAnomics” – postulował. – Zamierzamy przywrócić produkcję, turystykę i inne gałęzie przemysłu do New Jersey w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie widziano – dorzucał Trump do swoich obietnic.

W tym samym czasie, 30 km od miejsca przemówienia republikanina, Biden przybył do swojego domu i odpoczywał na plaży Rehoboth. Dociekliwi wyliczyli, że w ubiegłym roku demokrata spędził 40 proc. czasu swojej prezydentury na wakacjach i wypoczynku, w porównaniu do Trumpa, który podobno przebywał 26 proc. czasu poza Waszyngtonem, kiedy sprawował urząd.

„Ten facet wygra”

Po wygłoszonym na początku marca orędziu o stanie państwa słupki sondażowe Joego Bidena nieco się poprawiły. Ale tylko na chwilę. Jak wynika z ostatniego sondażu dla „New York Timesa”, Trump utrzymuje silną pozycję wśród wyborców ze stanów wahających się (ang. swing states) i poczynił duże postępy wśród wyborców pochodzenia latynoskiego, czarnoskórego i młodych. Były prezydent prowadzi (i to znacznie, poza marginesem błędu statystycznego) w Arizonie, Georgii, Michigan, Nevadzie i Pensylwanii, przegrywa minimalnie w Wisconsin. 

Co ciekawe, Trump jest zwycięzcą listopadowych wyborów w badaniu dla „The Economist” i YouGov. Tak twierdzi 43 proc. pytanych, podczas gdy na Bidena stawia tylko 33 proc.

Przewidywał to choćby Chris Cuomo, brat byłego gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, znany z lewicowo-liberalnych przekonań, który nie wierzy w zwycięstwo Bidena. Ten były dziennikarz telewizji CNN, a obecnie NewsNation, po wysłuchaniu orędzia o stanie państwa uznał, że Biały Dom będzie miał nowego-starego gospodarza. 

– Ten facet wygra – powiedział Cuomo, odnosząc się do formy kampanijnej Trumpa. – Nigdy wcześniej nie widziałem ludzi stojących za kimś tak twardo. Nigdy wcześniej nie byłem na takich wiecach. Nawet Obama nie organizował takich wieców – zaznaczył publicysta. 

Procesy sądowe wytoczone Trumpowi mają kilka celów, z jednym zasadniczym – pomóc demokratom i Bidenowi wygrać wybory prezydenckie. Nadwyrężają finanse republikana. W procesie o fałszowanie dokumentacji biznesowej i zawyżanie wartości swoich firm, aby otrzymać pożyczki i ubezpieczenia, były prezydent został skazany na karę finansową i czasowy zakaz prowadzenia działalności w Nowym Jorku. Koszty adwokackie z tygodnia na tydzień idą w grube miliony. Procesy mają uwiązać go czasowo i uniemożliwić normalne prowadzenie kampanii w terenie. Dlatego wiec w New Jersey należy uznać za ogromny sukces.

Trump ma iść za kraty

Demokraci jednak najbardziej liczą na to, że były prezydent zostanie skazany na więzienie, choćby na krótko. Rzeczywiście, we wszystkich czterech procesach grozi mu ponad 700 lat więzienia, ale jest mało prawdopodobne, aby taką łączną karę zasądzono. Do dwóch procesów z oskarżenia federalnego – o przywłaszczenie tajnych dokumentów, podważanie wyników ostatnich wyborów i wzywanie do przemocy – może w ogóle nie dojść. 
Problem dla Bidena i demokratów leży w tym, że sondaże pokazują inne realia od założeń. Jak wykazały niedawne pomiary opinii wykonane przez Redfield & Wilton Strategies, skazanie Trumpa w procesie karnym zwiększyłoby jego poparcie wśród wyborców stanów wahających się, co podważa narrację, jakoby potencjalny wyrok skazujący w jakiś sposób umocniłby popularność Bidena.

Przybywając do gmachu sądu na Manhattanie, aby rozpocząć czwarty tydzień procesu karnego, Trump potępił ingerencję w wybory. – Powinienem teraz prowadzić kampanię, zamiast siedzieć przez cały dzień w bardzo zimnym gmachu sądu – przekonywał. – To ingerencja w wybory na poziomie, jakiego nikt w tym kraju nigdy wcześniej nie widział. To wszystko pochodzi z Białego Domu – krytykował urzędującego przywódcę USA. 
Przeciętny Amerykanin oczekuje, że każdy obywatel, niezależnie od wyznawanych poglądów, będzie sprawiedliwie traktowany. Obywatele USA widzą, że tak się nie dzieje w przypadku biznesmena z Nowego Jorku. I to prowadzi go powoli z powrotem do Białego Domu.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Marek Bober