Rafał Trzaskowski przejdzie do historii polskiej polityki jako ten, któremu Warszawa powiedziała: „nie!”. I nie chodzi o wilanowski elektorat, bo ten liberałom pozostanie wierny chyba na zawsze, nawet tonąc w śmieciach i stojąc w korkach.
Posłużmy się metaforą – Warszawa ewidentnie nie lubi swojego włodarza. Jak nie Czajka, to zalew śmieci, jak nie śmieci, to tramwaje. Okazało się właśnie, że najnowsze wagony Hyundai Rotem nie mogą jeszcze ruszyć w drogę, gdyż nie mieszczą się na niektórych przystankach. Miasto przekonuje, że tramwaje Hyundaia, które kosztowały, bagatela, 2,2 mld zł, wykonano poprawnie. A warto też przypomnieć, że rządzona przez liberałów Warszawa wybrała azjatycką produkcję kosztem polskiej. Nic nowego, ale w tym kontekście i śmieszno, i straszno. Tramwajów podobno nie trzeba będzie odsyłać. Miasto nie zamierza też domagać się odszkodowania – potrzebne będą za to „prace brukarskie”. Czyli czasochłonna i utrudniająca pasażerom i kierowcom praca na torowiskach. Gdy się spojrzy na to towarzystwo, naprawdę przestaje dziwić, że Donald Tusk musi ich ratować przed klęską. Choć mam dziwne przeczucie, że tak naprawdę to on stanie się najważniejszym symbolem lumpenliberalnej Polski.