W zeszły piątek sąd uniewinnił posłankę Joannę Scheuring-Wielgus od zarzutu złośliwego przeszkadzania w mszy świętej. Jak zapewne państwo pamiętają, posłanka podczas mszy stała przy ołtarzu z przegadanymi transparentami na temat katolicyzmu i aborcji. Co prawda wiernym zapewne uczestnictwa we mszy to nie ułatwiało, tak samo, jak nie pomagało zapewne kapłanom w sprawowaniu tej ofiary, sąd się jednak nie dopatrzył obrazy uczuć religijnych i co zrobisz, nic nie zrobisz.
Jak wiemy, dwa dni po wyroku dwóch aktywistów w innym kościele położyło się krzyżem (słusznie!), tyle że owinęli się oni wcześniej w tęczowe flagi. Byli na tyle uprzejmi, że na prośbę księdza ze świątyni wyszli, gdyby jednak nie byli tak ugodowi, zapewne liczyć by mogli na ochronę prawną przed sądem, nie tylko w Toruniu. Nadzwyczajna kasta nie lubi konkurencji, mając się za kapłanów i bogów równocześnie.
A jednak okazuje się, że wciąż można zostać skazanym za utrudnianie staruszce obecności i opuszczenia kościoła. Przekonał się o tym Robert Bąkiewicz, który organizując ochronę kościoła na pl. Trzech Krzyży podczas aborcyjnych protestów, zablokować miał na schodach świątyni znaną z kolejnych, uchodzących dzięki sądom bezkarnie ekscesów „babcię Kasię”.
Gdyby dać wiarę jej pełnomocnikowi, starsza lecz wyrywna pani miała paść ofiarą całkiem konkretnej przemocy ze strony zorganizowanej przez narodowca grupy. Jednak jak na to, wyrok byłby dość łagodny. Tymczasem Bąkiewicz skazany został na prace społeczne, a z uzasadnienia wynika, że to zły chuligan, który Bogu ducha winnej staruszce zablokował swobodny dostęp do kościoła, w którym została przed laty ochrzczona. Słowem wyrok dostał za to, za co Scheuring-Wielgus skazać się nie dało.
Cóż, naszej opinii o sądach to nie zmieni, za to nie zdziwię się, jeśli ten wyrok pomoże Robertowi Bąkiewiczowi odzyskać rząd dusz po stronie narodowej, ostatnio mocno osłabiony. Jak wiemy, trwa konflikt w stowarzyszeniu „Marsz Niepodległości”, w którym frakcja konfederacka próbuje pozbyć się dotychczasowego szefa, a dotychczasowy szef – frakcji konfederackiej, jeśli oczywiście dobrze rozumiem istotę tego sporu, mającego oczywiście nie tylko ambicjonalne, ale i jak najbardziej polityczne, a nawet geopolityczne przyczyny - już ostatni marsz miał z tego powodu dwa różne „oficjalne” hasła.
Dziś skazany absurdalnym i niesprawiedliwym wyrokiem zyskuje polityczny kapitał. Sąd bowiem już teraz wykreował go na ofiarę systemu. Jeśli dojdzie do apelacji, a „babcia Kasia” uzyska to, czego żąda, czyli zakazu sprawowania przez Bąkiewicza funkcji publicznych, sędziowie wykreują już nie tylko męczennika, ale i lidera z historią idealną na czas, gdy wahadło nastrojów społecznych znów wychyli się w prawo.
PS. Niespodziewanie już po napisaniu tego tekstu inny sąd przyznał Bąkiewiczowi rację w sporze z jego byłymi kolegami z zarządu stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”. Czas pokaże, czy stoi to w sprzeczności z resztą felietonu, czy wręcz przeciwnie - potwierdza jego tezy.