Walka z rosyjską dezinformacją i tzw. farmami trolli w sieci przypomina odcinanie głów mitologicznej Hydrze, gdzie na miejsce jednej natychmiast wyrastają dwie lub trzy.
W przypadku hakerów i internetowych służalców Władimira Putina sytuacja jest jeszcze gorsza, bo mowa jest o setkach tysięcy stron i profilów społecznościowych, gdzie rosyjskie fake newsy leją się strumieniami od rana do nocy. To, co może jeszcze bardziej niepokoić, to fakt, że rosyjska dezinformacja ma się w sieci bardzo dobrze i niewiele jest w stanie ją zatrzymać. Najnowsze raporty mówią o tym, że zablokowanie na Zachodzie w ramach sankcji państwowych tub propagandowych Kremla niewiele dało, bo krecią robotę przejęły media społecznościowe i robią to na zdecydowanie większą skalę. Każda, nawet najbardziej absurdalna informacja zawsze znajdzie podatny grunt i zostanie powielona. W najbliższym czasie należy spodziewać się intensyfikacji rosyjskich działań propagandowych wymierzonych głównie w Ukrainę. Zwłaszcza w sytuacji, gdy oczy całego świata zwrócone są teraz na Bliski Wschód i możliwy tam wybuch konfliktu na szeroką skalę. Trolle Putina zrobią wiele, by nie dać o sobie zapomnieć.