Politycy koalicji 13 grudnia bardzo wiele chcieli prowokując wczorajszą awanturę na ulicach Warszawy ukryć. I w pewnym sensie, przynajmniej na razie, im się to udało. Nie kolejna odsłona zamachu na ustrój państwa i ład konstytucyjny, dokonywana w sejmie, była głównym tematem opozycyjnych serwisów i wieczornych rozmów. Nie będzie też głównym tematem tego tekstu. Jednak ukrywając to działanie w pomarańczowej chmurze policyjnego gazu, pokazali przy tym tą swoją twarz, o której ta bardziej beztroska część Polski zdążyła zapomnieć.
Szybko to poszło. Trzy miesiące rządzenia, zaledwie kilka większych demonstracji, które przebiegły w miarę spokojnie i już - pałki, gaz, prowokacje, kopanie leżących, wyciąganie spokojnych ludzi z tłumu, przemoc wobec posłów i dziennikarzy. A wszystko robione bez mrugnięcia okiem w czasach internetu, transmisji na żywo, mediów społecznościowych. Na pałach weszły do nas te europejskie standardy, które oglądaliśmy we Francji, Holandii czy Hiszpanii.
Te, na które Unia zamykała oczy tak samo, jak zamknie i na środową przemoc na ulicach Warszawy. Ale zobaczą to też ci rolnicy, którzy utknęli gdzieś na podwarszawskich drogach lub zostali tego dnia w domach. Czy dziękują za to Bogu, czy wręcz przeciwnie, myślą sobie, że szkoda, że nie było ich u boku przyjaciół w biedzie? Co zrobią teraz? Wycofają się, wystraszą? Chyba nie, raczej lepiej się przygotują na następny raz. Choć nie brak i takich, którzy wciąż wierzą w porozumienie i potępiają prowokatorów, których widza we własnych szeregach… Politycy partii rządzących oficjalnie nie widza problemu. Kołodziejczak pisze o zadymiarzach, jakby nie pamiętał, kim był wczoraj. Bodnar wzrusza ramionami, inni jak w starych czasach potępiają chuliganów i warchołów. Czy jednak taki Kosiniak-Kamysz jest szczęśliwy widząc, jak został z kolegami wysłany na pożarcie? A może liczy już tylko na głosy z miasta…
Ten dzień na pewno zmieni polską politykę. I choć trudno przewidzieć, w jakim kierunku pchnął nasze sprawy, mam nadzieję, że nie jest to ten kierunek, który wczoraj przełożeni wskazywali szarżującym na tłum policjantom. Myślę, że obrazki z warszawy niejednemu przywróciły pamięć, niejednemu odebrały złudzenia, że tym razem będzie inaczej. Nie będzie. I choć wiele mediów podjęło już korzystna dla władzy narrację o winie rolników za to, co stało się w stolicy, przebijają się jednak obrazy, których mieliśmy już nie oglądać. Człowieka z flagą, bitego przez kilku funkcjonariuszy. Skutego, bezbronnego i niestawiającego oporu manifestanta, uderzonego w głowę przez młodego mundurowego. Strumienie gazu kierowane w stronę filmujących inne akty przemocy i wydawane polecenia, by odejść, by opuścić miejsce – by nie było świadków. I to się nie udało, zobaczyliśmy i zapamiętamy te sceny, godne najgorszych czasów i bandyckich reżimów.