Politycy Prawa i Sprawiedliwości w weekend ruszyli w Polskę z przekazem w najbardziej trafny sposób odwołującym się do wątków stanowiących od lat siłę tej partii. Nim działacze rozjechali się po kraju, rząd podjął kilka decyzji dotyczących wsparcia dla rolników, będących urzędowym dopełnieniem zapowiedzi prezesa Kaczyńskiego z ubiegłego tygodnia. Równocześnie opozycja zdaje się na dobre żegnać z ideą jednej listy wyborczej. Zarazem nic jednak nie jest jeszcze przesądzone, a niektóre sondaże wskazują, że aby wygrać kolejną kadencję, PiS musi wykonać jeszcze bardzo dużo pracy. Tak jak w ostatnią sobotę i niedzielę.
W swoim poprzednim tekście, pisanym jeszcze przed startem tej terenowej ofensywy polityków PiS, zwracałem uwagę na rezerwy poparcia, jakimi partia Jarosława Kaczyńskiego dysponuje na wsi i w mniejszych ośrodkach.
Jeśli nie bastionami, to na pewno ważnymi punktami na mapie politycznych sympatii były dla tej partii niemal wszystkie tereny i konkretne miejscowości wykluczane przez model rozwoju III RP. Ta, skupiona na kilku największych metropoliach, na lata rozpisała strategię degradacji Polski lokalnej. Czy to tej ze wsi, opierających swe funkcjonowanie na likwidowanych państwowych gospodarstwach rolnych, czy to ze średniej wielkości miast, które dzięki rozbuchaniu biurokracji za Gierka awansowały do roli ośrodków wojewódzkich, by po reformie rządu AWS-UW status ten stracić – i zanurzyć się szybko w beznadzieję ubożejącej w zasoby i ludzi Polski powiatowej.
Przez lata tereny te wybierały PSL i Lewicę, w mniejszym stopniu ulegając wyborczym wahadłom. Od 2005 r. coraz wyraźniej wygrywało tam PiS, trafiając ze swoim przekazem do osieroconych przez kolejne rządy społeczności. Przewaga najpierw była znacząca, później, w 2019 r., już miażdżąca, co pokazuje, że przynajmniej pierwsza kadencja „drugiego” PiS nie tylko nie rozczarowała, lecz przyciągnęła do tej partii kolejne grupy. Było to widać również na mapkach pokazujących przesuwanie się wpływów tej partii w kierunku Polski Zachodniej, tradycyjnie bardziej otwartej na partie liberalne, elitarne.
Ta Polska najlepiej pamięta rządy Donalda Tuska, najlepiej też wie, że to na nią liberałowie (również ci określający się jako „lewica”) zwykli przerzucać wszelkie koszty kryzysu. Dlatego też wydaje się, że cały ten obszar dla Platformy, zwłaszcza z twarzą byłego premiera, pozostaje zamknięty. Tym bardziej w trudniejszych czasach.
To pewien paradoks: kolejne trudności, jakie napotkał nasz kraj, w sposób nieuchronny przyspieszają naturalne zużywanie się władzy, równocześnie jednak opozycja nie wykorzystuje szansy na przejęcie sympatii społecznej, postanawiając przypomnieć się od najgorszej, najmniej akceptowalnej strony.
Poparcie dla PiS pozostaje więc niejako uśpione, zamrożone. Skuteczne rozwiązanie kolejnych pojawiających się problemów jest jednym z kluczy do jego odzyskania. Kolejny to odpowiednie „sprzedanie”, przypomnienie tego, że przecież udało się dla wyrównania szans pomijanych dotąd regionów zrobić już bardzo wiele i tylko w przypadku kontynuacji rządów uda się zrobić jeszcze więcej.
Hasło ostatecznej likwidacji podziału na Polskę A i Polskę B jest bardzo dobrym odwołaniem się do aspiracyjnych potrzeb Polaków po ponad 30 latach od upadku PRL i ponad 100 latach od zakończenia rozbiorów, których podział ten był w pewnym stopniu dziedzictwem. Nie zapominajmy, że w 2007 r. to przekaz aspiracyjny, wzmocniony oczywiście brutalną propagandą, dał wygraną Platformie. PO jednak te odwołania bardzo silnie wzmacniała dużo bardziej szkodliwym nawiązywaniem do wszelakich kompleksów, w tym geograficznych, demograficznych czy narodowych.
Po latach to właśnie one zdominowały przekaz tej partii, pierwiastek aspiracyjny zaś właściwie całkowicie zniknął z jej programu. Tymczasem PiS za swoich rządów uruchomił, cały szereg programów inwestycyjnych, które, choć z różnym skutkiem, na poziomie ogólnym poprawiały sytuację społeczności lokalnych. Nie powiodła się w pełni inicjatywa przywracania lokalnych połączeń autobusowych, udało się natomiast zmodernizować sporo dworców i połączeń PKP, a dużo więcej uda się, jeśli powstanie sieć związana z CPK.
Problemem jest często opór zdominowanych przez opozycję samorządów, blokujących z przyczyn politycznych nawet korzystne dla swoich mieszkańców działania. Ostatnim głośnym przykładem jest tu stanowisko władz Elbląga, które odmawiają podjęcia działań umożliwiających pełne wykorzystanie przez miasto możliwości płynących z powstania przekopu Mierzei Wiślanej. Sprzeciw wobec inwestycji pokazuje bardzo wyraźnie, że Platforma wraz z częścią pozostałych partii opozycji przyjęła linię antyinwestycyjną, a więc de facto – antymodernizacyjną.
Zapewne tylko przez przypadek stało się to akurat wtedy, gdy okazało się, że w przypadku wprowadzania konsekwentnych i skutecznych zmian możemy stać się konkurencją dla krajów Europy Zachodniej, w tym Niemiec. To również wpływać będzie na kampanię wyborczą.
Kilka dni temu pojawił się sondaż, trochę na wyrost wręcz triumfalnie przyjęty przez prawicowych komentatorów. Wynikało z niego, że poparcie dla PiS na wsi wynosi ok. 47 proc., dzięki czemu partia ta dystansuje wszystkie inne siły polityczne, a przede wszystkim nie daje żadnych szans tym ugrupowaniom, które próbują odwoływać się do elektoratu wiejskiego. Jednak gdy spojrzy się na te wyniki szerzej, widać, że Prawo i Sprawiedliwość cofnęło się do stanu posiadania z 2007 r., który nie pozwolił wygrać wyborów w skali całego kraju. Równocześnie, jeśli porównać sympatie rolników z 2019 r. i bieżącego sondażu, widać utratę niemal połowy z faktycznie rekordowego poparcia z ostatnich jak dotąd wyborów.
Ponieważ jednak głosy te nie przechodzą, jak się zdaje, na inne partie, duża część z nich jest do odzyskania. I zapewne odzyskana zostanie. Rekordowa pomoc dla wsi, połączona z zapowiedziami licznych inwestycji lokalnych, budzi chwilami wręcz histeryczny sprzeciw liberalnych dziennikarzy. TVN alarmuje, że rząd z publicznych pieniędzy inwestuje w usługi publiczne, co jest, według logiki dziennikarza tej stacji, przekupstwem wyborczym i naruszeniem równości politycznych szans – opozycja nie dysponuje przecież analogicznymi środkami.
A przecież mamy tu do czynienia ze zwykłym wykonywaniem przez władzę powinności wobec społeczeństwa – obowiązku, nie łaski. Tyle tylko, że zarówno zapowiedzi tych działań, jak i, w niemniejszym stopniu, krytyka ze strony liberałów, przypominają wyborcom, dlaczego w kolejnych wyborach dotąd w coraz większym stopniu popierali PiS, pokazując równocześnie, że przyczyny te nie ustały.
I to nie ustały zarówno w wymiarze pozytywnym, ponieważ rząd kontynuuje realizację korzystnej dla mieszkańców prowincji strategii, jak i negatywnym – ponieważ elity alternatywnej opcji liberalnej wszelkie działania na rzecz pogardzanej Polski B traktują wyłącznie jako polityczne przekupstwo i wyrzucanie publicznego pieniądza w błoto.
Wydaje się więc, że PiS wciąż ma szanse na odzyskanie zamrożonego poparcia wsi i małych oraz średnich miast. Kierunki rozpoczętej właśnie politycznej ofensywy tej partii wskazują na zachowanie świadomości na temat składowych dawnego poparcia i aspiracji elektoratu. Oprócz zapowiedzi i już ogłoszonych działań mamy ciekawą i mającą szansę na powodzenie batalię z Komisją Europejską w obronie interesów wsi.
To na pewno wciąż ciekawsza oferta niż kłótnie o jedną listę i poziom zaangażowania politycznych konkurentów w budowanie politycznego mitu Donalda Tuska, do czego ogranicza się ostatnio opozycja.