Moja znajoma, z zawodu krawcowa, powiedziała mi, że lubi Donalda Trumpa, choć jest trochę dziwny. Dopytywana dlaczego wyznała, że mówi i zachowuje się w sposób odbiegający od zwyczajów obowiązujących na najwyższych piętrach władzy, znanych z mediów.
Nie wie, czy grał w boju o prezydenturę rolę lekko błaznującego lekkoducha, czy po prostu uznaje, że nawet w polityce nie warto być kimś pełnym solennej powagi, bo ludzie, którzy na niego głosują, są tacy sami jak on. Jaka jest prawda? Tego nikt nie wie. Pewne jest, że Donald Trump stawił opór swoistemu absolutyzmowi państwa zniszczonego przez kulturowy marksizm, nie tylko w swoim kraju.
Przeciwstawił się trendowi, którzy czyni z polityków postacie groteskowe, dogmatycznych ideologów i dyktatorów, a z państwa groźny twór, który traktuje ludzi jak swoją własność. Trump dowodzi, że choć chce silnej Ameryki, wie, że każda ludzka władza ma granice, wolność zaś mieszka przede wszystkim w domu rodzinnym. To także dla nas, dla dzisiejszej Polski prawdziwa „trumpolina”. Okazja by śmiało podskoczyć wzwyż.