Ekonomia zdaje się łączyć klasyczny elektorat Platformy z młodszymi wyborcami Konfederacji. Co więcej, być może to właśnie oni, choć krytyczni wobec transformacji ustrojowej i establishmentu III RP w kwestiach dotyczących wolnego rynku, polityki społecznej czy praw pracodawców i pracowników, są jej najlepszymi uczniami. Trochę inaczej, lecz nie do końca, jest z kwestiami obyczajowymi. Przyjęło się uważać to ugrupowanie za konserwatywne (według lewicy – skrajnie konserwatywne) i faktycznie, w wypowiedziach i deklaracjach liderów znajdziemy wciąż wiele odniesień do tradycyjnego, opartego na konserwatyzmie i chrześcijaństwie porządku świata. Jednak i w tej sferze sprawa jest tak naprawdę dużo bardziej złożona.
Konfederaci wypowiadają się przeciwko aborcji, małżeństwom jednopłciowym, ideologii LGBT i innym znakom czasów, przez drugą stronę uznawanym za postęp. Nawet w mniej krytycznych wobec Sławomira Mentzena publikacjach pojawia się ni to obawa, ni to konstatacja, że w publicznych wypowiedziach celowo skupia on uwagę na swoich poglądach gospodarczych, by tematem nie stał się jego twardy katolicyzm.
W tym kontekście również widać ciekawy dwugłos. Na Interii Przemysław Szubartowicz widzi w Konfederacji ofertę dla przestraszonych tempem przemian wymuszanych przez poprawność polityczną:
„Postępowa lewica, która sprawuje dziś rząd dusz pośród zachodnich elit, nie uwiodła wszystkich. Jest spora grupa liberalnych, centrowych, konserwatywnych wyborców, którzy mają dość poprawności politycznej reglamentującej nawet poczucie humoru. Odstręcza ich nowy purytanizm, który seksualność wymieszał z ideologią. Nie chcą wymazywania z przestrzeni publicznej postaci i dzieł, które nie spełniają surowych norm nowej inkwizytorskiej moralności. Uciekają przed »przebudzonymi«, którzy najchętniej wykasowaliby z historycznej pamięci wszystko, co nie pasuje do ich wizji nowego urojonego świata bez grzechu i bez miłosierdzia. Ta część elektoratu, która wcale nie identyfikuje się z prawicą, może być uwiedziona przez wolnościową fasadę właśnie takich partii jak Konfederacja, bo gdzie indziej nie ma dla takich ludzi oferty albo jest nieprecyzyjnie wyartykułowana”.
Myślę, że jest w tej diagnozie sporo racji, co potwierdzałaby sympatia dla Konfederacji wśród środowisk, które w mediach społecznościowych lansują dziś bardzo wykoślawioną wersję konserwatyzmu, jak choćby środowisko tzw. red pill czy innych grup często sfrustrowanych młodych mężczyzn, czy też dziewczyn uciekających przed feminizmem w jego całkowite, uprzedmiotawiające kobiety zaprzeczenia.
Z kolei na łamach „Krytyki Politycznej” Paulina Januszewska stwierdza: „ (…) naciągana wydaje mi się teza, że młodzi mężczyźni, którzy odrzucają patriarchat, mogą być wyborcami Konfederacji, a jeśli są – to z pewnością nie dlatego, że kusi ich atrakcyjność przemyślenia swojej tożsamości płciowej czy kwestionowanie konserwatywnych wzorców. Pcha ich tam raczej ślepa wiara w wolny rynek, rozczarowanie państwem i pompowane od lat w głównym nurcie polityki przekonanie, że wszystko, co lewicowe, oznacza komunizm i zakazy, a feminizm to mizoandria i dążenie do matriarchatu”.
Januszewska sama więc w pewnym stopniu sobie przeczy, jednak zapewne da się to wytłumaczyć tym, że oba te poglądy tak naprawdę raczej się uzupełniają, niż wykluczają. Czy sfrustrowani młodzi mężczyźni mogą przesądzać o wynikach wyborów? W Korei Południowej popularny był pogląd, że o wyniku ostatnich wyborów prezydenckich zdecydowali właśnie młodzi mężczyźni, którzy wybrali kandydata krytycznego wobec zbyt szybkiej dla konserwatywnego społeczeństwa emancypacji kobiet (przy czym pamiętać trzeba, że, inaczej niż u nas, koreańskie kobiety faktycznie wciąż znajdują się w o wiele gorszej sytuacji społecznej od mężczyzn).
Wróćmy jednak na polskie podwórko. Wyniki rozkładu głosów na Konfederację w zależności od płci (i wieku), z wyraźną dominacją partii wśród mężczyzn do 39. roku życia, muszą dawać do myślenia.
Jednak elektorat Konfederacji, choć mieści w sobie wielu czasem bardzo pryncypialnych konserwatystów i pryncypialnych katolików, w swej masie wcale nie jest jednoznacznie konserwatywny czy katolicki.
Prowadzi to do dość zabawnej sytuacji. Za każdym razem, gdy lewicujące media opisują wyniki badań postaw wyborców poszczególnych partii, wynik Konfederacji jest dla nich „zaskakujący”. Ostatnio stało się tak, gdy pytano o podejście do badania przeszłości papieża Jana Pawła II czy przerywania ciąży do 12. tygodnia życia dziecka. Okazało się, że w obu sprawach wyborcy ultrakonserwatywnej Konfederacji są nie mniej liberalni od głosujących na partie „opozycji demokratycznej”. I tak według sondażu dla Oko.press 60 proc. sympatyków Konfederacji podjęłoby kwestię legalności aborcji do 12. tygodnia i aż 80 proc. tej grupy (deklarujących uczestnictwo, nie ogółu sympatyków ugrupowania) byłoby w takiej sytuacji za dostępnością przerywania ciąży.
To pokazuje rozdźwięk między wyborczymi dołami a partyjną górą, niebędący zresztą niczym nowym – po wyroku TK internet pełen był wyborców Konfederacji zaszokowanych, że to między innymi ich posłowie skierowali wniosek do Trybunału. Z jednej strony wynika z tego, że to nie kwestia aborcji determinuje wybory tej części głosujących, z drugiej, że przed politykami takimi jak Mentzen czy Krzysztof Bosak dużo pracy formacyjnej, jeśli chcą poważnie podejść do ważnego, jak zakładam, dla siebie tematu.
Jak widać, wydarzyć może się wszystko, a rozstrzygać będą raczej arytmetyka i wyższa konieczność niż przywiązanie do wczorajszych deklaracji. Konfederacja próbuje wyciszyć swoje prorosyjskie skrzydło, co wzmacnia jej pozycję przetargową – tyle że nie każdego da się skutecznie wyciszyć w dobie mediów społecznościowych.
PiS ogranicza się do racjonalnej w tych warunkach konkluzji, że najlepiej byłoby rządzić samodzielnie. Liberałowie są natomiast rozdarci. Pamiętajmy, że w samej PO nie brak polityków z przeszłością w UPR, polityczne biografie kilku liderów tej partii mogłyby zaskoczyć wielu. Epizod w Unii Polityki Realnej w czasach kierowania tą partią przez Janusza Korwin-Mikkego mieli za sobą tak rozpoznawalni politycy Platformy, jak m.in.: Cezary Grabarczyk, Paweł Graś, Sławomir Nitras, Julia Pitera czy nieżyjący już szef śląskiej Platformy Tomasz Tomczykiewicz. Szlak jest już jak widać przetarty.
Ewentualnej koalicji sprzyja też skłócenie konfederatów z narodowcami skupionymi wokół Roberta Bąkiewicza, największego przeciwnika Donalda Tuska w tym środowisku. Konflikt szefa (według innych – „dotychczasowego szefa”) stowarzyszenia „Marsz Niepodległości” z Robertem Winnickim odbija się szerokim echem w mediach społecznościowych, lecz dla zewnętrznych obserwatorów jest on chaotyczny i mało zrozumiały. W dalszej perspektywie stawia to pod znakiem zapytania, jak wyglądać będzie tegoroczny marsz, jednak atmosferę może tu złagodzić pytanie: czy tym razem wybierze się na niego Rafał Trzaskowski?
Na przesądzanie lub straszenie wizją rządu PiS lub Platformy z udziałem Konfederacji jest stanowczo za wcześnie. Ugrupowanie będące zbiorem bardzo różnych środowisk i postaw jest z natury rzeczy mało przewidywalne. Jeśli wprowadzi ono do Sejmu kilkudziesięciu przedstawicieli, będzie to zapewne tyle samo różnych politycznych wizji i poglądów. Prostszą sprawą będzie przekonanie do siebie części klubu, nie jego całości, a to uruchomi na pewno arcyciekawe zabiegi za kulisami polityki. O ile oczywiście Konfederacja utrzyma wysokie notowania do wyborów, co, jak wiemy, też jest zawsze wielką niewiadomą.