Roman Giertych znalazł gorących admiratorów i obrońców po różnych z pozoru stronach naszych sporów ideowo-politycznych. Bronią go i ludzie lewicy, i tzw. liberałowie Europejczycy, i ci odwołujący się do tradycji endeckich – ludzie, którzy na co dzień przekonują nas, że bardzo im ze sobą nie po drodze.
Jednak sytuacje kryzysowe najlepiej pokazują, kto po której jest stronie. Jasne, sam Giertych jest postacią o dość skomplikowanej biografii ideowo-politycznej. Dla niektórych jego dzisiejszych obrońców wciąż najważniejsze jest to, że reaktywował Młodzież Wszechpolską. Ale po pierwsze, to było trzy dekady temu. Po drugie, Roman Giertych już dawno pokazał, że alianse z kompradorskimi, lewicowo-liberalnymi elitami III RP i jego własne interesy są dlań najistotniejsze. Po trzecie wreszcie, ludzie, którzy dziś bronią adwokata rodziny Tusków i wciąż odwołują się do patriotyzmu, powinni jednak wyjaśnić, co przez patriotyzm rozumieją. Wszak zarówno narodowi liberałowie, jak i niemała część platformersów chętnie przekonują, że to właśnie oni są najprawdziwszymi patriotami. Ale jaki z tego pożytek dla Polski – pojmowanej nie jako abstrakcja, ale naród, społeczeństwo i państwo właśnie dziś, tu i teraz?