Gazeta Polska: Oni obawiają się Karola Nawrockiego. Atak metodami rosyjskimi nie był przypadkowy Czytaj więcej!

Patrioty i inne kłopoty

Choć do oficjalnego rozpoczęcia kampanii wyborczej pozostało jeszcze kilka miesięcy, nieoficjalnie trwa ona w najlepsze. Komentatorzy lubią powtarzać, że tak naprawdę zaczyna się ona już w momencie ogłoszenia wyników poprzednich wyborów. Jej obecny, wciąż nieformalny, lecz bardzo agresywny etap liczyć należy od powrotu Donalda Tuska do Polski. Jako kolejne punkty krytyki władz opozycja wybiera częściej niż kiedyś tematy faktycznie bliskie ludziom, takie jak drożyzna czy bezpieczeństwo. Jej problem polega na tym, że wszystkie te wątki są łatwo weryfikowalne, a weryfikacja ta zdecydowanie nie przebiega po jej myśli.

Jarosław Kaczyński w rozmowie z PAP mówi o całej serii porażek swoich politycznych oponentów. Faktycznie można zauważyć, że mamy tu do czynienia nie z pojedynczym niepowodzeniem, ale z całym pasmem nietrafionych prognoz i obalonych, choć wygłaszanych z pełnym przekonaniem stwierdzeń. Ostatnie dni zdominowały dwie kwestie, bardzo dla sposobu konstruowania opozycyjnych narracji charakterystyczne.

Patrioty – niemożliwe stało się możliwe

Pierwsza, chyba najbardziej bolesna i jednoznaczna ,jest kwestia baterii obrony przeciwrakietowej Patriot, jakie finalnie mają zostać przekazane na Ukrainę przez Niemców. Chronologia zdarzeń jest znana naszym Czytelnikom, przypomnę ją więc w dużym skrócie. Po tym, jak w Przewodowie dwóch naszych obywateli zginęło po eksplozji zabłąkanej rakiety z Ukrainy, Niemcy zaproponowały przekazanie Polsce systemów Patriot mających stacjonować na naszym terytorium.
Pierwsze reakcje polskich władz były pozytywne, szybko jednak pojawił się postulat, by sprzęt przekazać nie Polsce, ale Ukrainie. Wbrew rozpętanej natychmiast nagonce medialnej miało to mocne i racjonalne uzasadnienie – po prostu o ile na terytorium Polski patrioty nie byłyby w stanie skutecznie chronić terenów przygranicznych, mając zbyt mało czasu na reagowanie, o tyle umieszczone za naszą wschodnią granicą chroniłyby całe nasze terytorium. Do tego dochodzą oczywiście wątki poboczne, takie jak jakość i wiek sprzętu oraz pozostawienie go nie w polskiej, ale w niemieckiej strukturze dowodzenia.

Opozycja pomysł taki uznała za niemożliwy do realizacji, ponieważ sprzęt NATO nie może być, według tej argumentacji, rozmieszczony poza terenem państw członkowskich. Mówił o tym Tomasz Siemoniak w „Gazecie Wyborczej”. „To nie jest szlachetny gest, nie da się przekazać tych baterii szybko Ukrainie – tłumaczył czytelnikom »GW« były minister obrony narodowej. – One wymagają kilkusetosobowej załogi, szkolenia, które trwa od pół roku do roku. W innym przypadku to wysłanie baterii wraz z załogami, czyli żołnierzami. Oznaczałoby to udział żołnierzy NATO w wojnie. Poza tym to niewłaściwe, gdy próbujemy decydować o cudzym sprzęcie. Jak my byśmy się poczuli, gdybyśmy przekazali komuś nasz wojskowy sprzęt, a ten ktoś zaproponowałby przesłać go gdzieś indziej?”.

Dużo dalej, oddając sposób myślenia kolegów z Platformy i jej co bardziej zaangażowanych wyborców, poszła Janina Ochojska, w swoim stylu pisząc na Twitterze: „Rakiety Patriot ofiarowane PL przez Niemcy nie mogą być zainstalowane w UA, ponieważ to nie jest teren NATO! Nie chcą? Nie MOGĄ! To manipulacja! Kaczyński@pisorgpl chce wmusić w nas nienawiść do Niemców. Ludzie, NIE GŁOSUJCIE NA PiS! oni kłamią”.

Nie minęło jednak wiele czasu i cała narracja runęła w drzazgi. Najpierw bowiem pojawiła się informacja, że patrioty z Niemiec w niedalekiej przyszłości jednak do nas trafią, lecz już w ramach polskiego systemu dowodzenia, a zaraz potem ekspertów opozycji pogrążyła wiadomość, że sprzęt z Niemiec, zapewne po interwencji Amerykanów, na Ukrainę trafi. Niemożliwe okazało się więc możliwe, postulat Polski przełożył się na polityki światowych potęg, a baterie Patriot trafią tam, gdzie z naszego punktu widzenia najlepiej się sprawdzą. Oczywiście politycy opozycji przekonują, że pomysły polskich władz nie miały na nic wpływu, jednak brzmi to dziś jak pokaz bezsilności i infantylizmu.

Paragony grozy i węglowa wina pogody

Szybkiej weryfikacji przekazu w sprawie patriotów Platforma miała prawo się nie spodziewać. To samo mówili przecież przedstawiciele samych Niemiec, można by więc uznać, że to właśnie Niemcy wpuścili, niejako przy okazji, swych najwierniejszych polskich sojuszników politycznych na minę. Inaczej ma się sprawa z kwestią drożyzny podnoszoną bardzo chętnie i potencjalnie dużo bardziej skuteczną w podważaniu społecznego poparcia dla rządu. Koszty inflacji ponosimy przecież wszyscy.
W kilku wcześniejszych tekstach zwracałem uwagę, że opozycja, w tym jej internetowe odwody, pali temat, wrzucając tak zwane paragony grozy – udokumentowane zakupy po horrendalnych cenach. Tyle że odnoszące się najczęściej do ekskluzywnych towarów, takich jak potrawy w restauracjach i produkty spożywcze z najwyższej półki, kupowane w tradycyjnie drogich lokalizacjach. Co więcej, wciąż właśnie kupowanych, co równie dobrze może być miarą nie kryzysu, ale sukcesu Polaków, których wciąż na podobne ekstrawagancje stać.

I choć ceny, również energii, rosną, opozycja wciąż popełnia ten błąd, choćby pokazując bankructwa lokali mających wiele innych kłopotów czy ich rachunki za prąd czy gaz, które później okazują się efektem zaniedbań samych płatników. Którzy, aby jeszcze bardziej te strategie wizerunkowe pogrążyć, proszą na koniec, by politycy nie wykorzystywali ich sytuacji w swych opowieściach, co zdarza się Platformie coraz częściej. Dodajmy do tego straszenie Polaków brakiem węgla (dziś węgiel jest już od dawna w kraju, a politycy opozycji o sprzyjanie PiS miewają ponoć pretensje do... pogody) czy wieszczeniem przez Donalda Tuska chleba po 30 zł. Te nietrafione prognozy kompromitują w ustach opozycji nośny przecież temat wysokich cen.

Nerwy, nerwy i ogórek bury

A przecież na tym to „jak nie idzie, to nie idzie” się nie kończy. Donald Tusk zapowiedzią podjęcia sądowej próby zablokowania dalszych telewizyjnych i internetowych emisji poświęconego prorosyjskiemu wymiarowi swej polityki filmu Marcina Tulickiego nabił mu już kilkaset tysięcy odsłon na YouTubie i wywołał jego kolejną emisję na antenie TVP. Zarazem więc prowokuje dalszą dyskusję na niewygodny dla siebie temat.

Podobnie senator Polski 2050 Jacek Bury, nerwowo i po chamsku reagując na poruszenie w audycji „Woronicza 17” kwestii jego relacji biznesowych z Rosją (firma senatora działająca w branży spożywczej nie tak dawno została nakryta na dalszym sprowadzaniu na nasz rynek ogórków pochodzących z Rosji, z ogórkiem też Bury wystąpił w rzeczonym programie z ewidentnie przygotowanym wcześniej show), kieruje uwagę na rozmaite działania i wypowiedzi kolegów i ekspertów swojej partii i tak przecież przeżywającej po odrzuceniu kolejnego sprawozdania finansowego przez PKW kryzys wizerunkowy.
Zarówno kolejna vendetta Tuska przeciw TVP, jak i zachowanie Burego na antenie tej stacji świadczą o sporej nerwowości, zaskakującej, gdy wziąć za dobrą monetę oficjalny optymizm opozycji, przekonanej o swym niezakłóconym i skazanym na sukces marszu po władzę.

Problemy z prorosyjską przeszłością (czy aby na pewno przeszłością, choćby kwestia patriotów dla Ukrainy każe wątpić) swych gwiazd i zaplecza mają właściwie wszystkie partie, paradoksalnie chyba w najlepszej sytuacji, po odejściu kilku czerwonych weteranów do obozu liberałów, jest tu Lewica. Nie uda się już raczej stworzenie wspólnej listy do Sejmu, co pod znakiem zapytania stawia przywództwo i skuteczność Tuska.

Wszystko to nie znaczy oczywiście, że droga PiS po trzecią kadencję usłana będzie różami, tak oczywiście nie jest, jednak temu poświęcę kolejny tekst.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski