Minął rok wojny, która miała trwać kilka dni, choć tak naprawdę trwa przecież już dziewięć lat. To uderzające, że gdy Facebook podrzuca nam codzienne wspomnienia, trudno nawet odróżnić, co pisaliśmy w 2014, a co w 2022 roku.
Uwagi o niezmiennej naturze Rosjan, o prawdziwości starych ostrzeżeń i diagnoz, cytaty z gruzińskiej przemowy Lecha Kaczyńskiego... I narzekanie na ślepy i zbyt ufny w siłę swego pieniądza Zachód, który niczym żaba gotowany jest na rosyjskim gazie. Rok 2014 zmienił wielkie narracje tylko nieznacznie. To przecież wtedy Donald Tusk, choć zrezygnował już z jawnego kibicowania rzekomo demokratyzującej się i przyjaznej nam Rosji, popierał Viktora Orbána, kontynuującego współpracę z tym państwem. Ostrzegał też, co słusznie i uparcie przypomina dziś wciąż TVP Info, przed narzuceniem antyrosyjskiej retoryki krajom naszego regionu, do którego dążyć miał PiS.
Dziś dziwnie się tego słucha. Tusk od roku udaje bojownika antyrosyjskości, a wokół niego zebrało się całe grono podobnych rycerzy, pisałem o tym dokładnie rok temu w serii tekstów dla GPC. PiS oskarża się o prowadzenie prorosyjskiej polityki, czego dowodem ma być szukanie sojuszy na zachodniej prawicy. Tak, jakby na Zachodzie, zwłaszcza przed 24 lutego zeszłego roku były jakieś siły w Rosję niezapatrzone, tyle, że jednych mamił rzekomy konserwatyzm Kremla, innych jego pieniądze. Tyle w tym oskarżeniu manipulacji, ile desperacji. Tak, jak we wmawianiu ludziom, że Jarosław Kaczyński po wystąpieniu Joe Bidena rzucił zawiedzione „Nic nie powiedział", choć wystarczy słuchać uszami, nie uprzedzeniami, by usłyszeć „Nic nie powiedziałem". Może szkoda na to czasu, szkoda tylko, że nawet w tak dramatycznej sytuacji dla tyłu ludzi najważniejsza pozostaje ich własna nienawiść.
Wróćmy jednak do podsumowania sytuacji w szerszym kontekście. Czy na tym błędzie Zachód wreszcie się czegoś nauczył? Mam wrażenie, że lekcja ostatniego roku wciąż nie jest dla krajów takich, jak Niemcy, wystarczająca. Krew się leje, ludzie giną a miasta zamieniają się w gruzy, widać też, że apetyt imperium nie jest bliski zaspokojenia - a ci myślą o tym, że jakoś się to wszystko skończy, najlepiej tak, żeby dalej robić interesy. Byleby krzyki ludzi i hałas bomb nie przeszkadzały tak, jak przeszkadzają teraz.
Dla nas to podwójnie marna wiadomość. Nie chodzi przecież tylko o to, że chcielibyśmy, aby europejski mainstream dał Ukrainie więcej broni, a Rosji ostrzejsze sankcje. Problem, który chyba niewielu dostrzega, leży też w tym, że za chwilę sami możemy znów w tym głównym nurcie popłynąć, jeśli zmieni się władza w Warszawie. Możliwe nawet, że Tusk pochwali wtedy Orbána, który po drodze z największego przyjaciela stał się dla wielu największym rozczarowaniem, co też trzeba doliczyć do polskich kosztów tej wojny.
Rok 2022 wiele wywrócił do góry nogami, ale niestety nie wszędzie i nie tam, gdzie trzeba.
Trudno sobie wyobrażać, gdzie i w jakim towarzystwie wylądujemy za rok i jak wtedy wyglądać będą te podsumowania dwa lata po wybuchu wojny, która miała trwać trzy dni a tak naprawdę zaczęła się osiem lat wcześniej.