Wyobraźcie sobie Państwo, co by było, gdyby ktoś poderżnął gardło lalce przedstawiającej Schetynę. Albo mocniej – lalce mającej wzbudzać skojarzenia z jakimś politykiem czy aktywistą, o którym wiemy, że jest gejem. Oburzeniu nie byłoby końca. Media tygodniami przypominałyby nam tę scenę. Na pewno też prasa i telewizje zachodnie miałyby używanie. I słusznie. To jest bezpośrednie nawoływanie do mordu. Za to należy się proces i właściwa kara. No chyba że „mordowana” lalka przedstawia księdza.
Wtedy okazuje się, że nasze dyżurne autorytety od walki z nienawiścią nabierają wody w usta i poza kilkoma rytualnymi stęknięciami (ze strony i tak niewielkiej ich części) nie mają nic do powiedzenia. Ani Bodnar nie piśnie, ani „Newsweek” czołówki nie zrobi, jakoś też nie słychać, żeby Amnesty szaty rozdzierała nad coraz groźniejszymi przykładami hejtu. Oczywiście można nazwać to po prostu hipokryzją i zwykłą taktyką walki o władzę. Ale obawiam się, że sprawa jest poważniejsza. Że oni po prostu uwierzyli w swoje kłamstwa. Bo ich hejt zalewa nas z każdej strony. Można wyliczać tylko ostatnie dni. Najgorsze wyzwiska, profanacje. Obrażanie, wyzywanie wszystkich, z którymi się nie zgadzają (nawet dzieci!), od faszystów, nazioli. Życzenia śmierci swoim oponentom politycznym. Zresztą nie tak dawno mieliśmy badania, które wyraźnie pokazały, że to tamta strona nienawidzi nas bardziej niż my ich. A teraz weźmy na poważnie (na chwilę tylko) ich bełkot i zastanówmy się, co się robi z faszystami i nazistami? Nawet demokratycznie wybranymi? Czy nie jest obowiązkiem wręcz moralnym powstrzymanie ich za wszelką cenę? W końcu wiemy już, jakie zło sprowadzili oni na świat. Zresztą przypomnijmy sobie casus samobójstwa „szarego człowieka”. Autorytety tamtej strony poparły takie działanie! Tym samym pokazując, że walka toczy się o tak poważne sprawy, że i życie ludzkie staje się drugorzędne. A jeśli można odebrać sobie życie, to można je odebrać też komuś. Zwłaszcza jakiemuś faszyście.