Obóz Świętych na Lampedusie

Sprawa zmasowanego najazdu migrantów na włoską wysepkę Lampedusę stała się, już od kilku dni, sprawą w jakiejś mierze światową. Nic dziwnego – media społecznościowe pełne były obrazków iście przerażających, na których widać tłumy przedostające się przez płoty, czy mężczyzn molestujących Włoszki. W sieci pojawiły się także komentarze pełne porównań do słynnej, profetycznej książki Jeana Raspaila „Obóz Świętych”.

I faktycznie skojarzenie to wydaje się być trafne. Z kilku powodów. Po pierwsze – jeśli chodzi o masowość (tylko w tym roku do Włoch przedostało się 127 tysięcy nielegalnych imigrantów); po drugie – o koszmarną nieuchronność. Cała ta masa, niczym ta z powieści płynąca w stronę Europy na wielkich statkach, zbliża się i napływa z bezlitosną nieodwracalną fatalnością jakiegoś kataklizmu, wobec którego Europa odczuwa bezsilność. I ta właśnie bezsilność, bezwład, bezradność (owo trzy razy „bez” nie jest tu przypadkowe) – są kolejnym podobieństwem do opowieści z francuskiej książki z lat siedemdziesiątych. Ci wszyscy gładkolicy, ukrawaceni Europejczycy patrzą na inwazję  Lampedusie z tępą miną ofiar zahipnotyzowanych przez węża, mającego je właśnie połknąć. 

Do tego wszystkiego dochodzą te aberracyjne zachwyty nad filmem Holland, te owacje, oklaski, okrzyki – wobec narracji, która jest fałszywa, narracji, która zamazuje faktyczne zagrożenia oraz piętnuje to, co w istocie zasługuje na pochwałę. Czyli dbałość o bezpieczeństwo Polski i o polskie granice. To także jest niczym wyjęte z „Obozu Świętych” – nie dość, że Europa jest słaba i się nie broni, to jeszcze jej elity dopingują do tego, by całkiem się oddała i otworzyła granice. 

Pomimo wysiłków i prób rozdmuchania narracji wokół „afery wizowej” opozycyjne  środowisko polityczne nie jest w stanie zamazać prawdziwego swojego stosunku do tych spraw. A przecież to dla każdego jest jasne jak słońce, że Koalicja Obywatelska i Lewica były, są i będą za „burzeniem murów” i otwieraniem granic. Chcieliby zgotować tu nad Wisłą „Obóz Świętych”, taki jak na Lampedusie. Co gorsza we Włoszech to, co kiedyś było fikcją, obecnie staje się faktem. I to za pełną zgodą Brukseli. Z pełnym jej poparciem i udziałem. Oby jednak finał tego wszystkiego był bardziej optymistyczny, niż ten napisany niegdyś przez francuskiego pisarza. 
 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Lampedusa #migranci

Tomasz Łysiak
Wczytuję ocenę...
Wczytuję komentarze...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo