Wydaje się, że z kapiszona „Wyborczej” (zwanego szumnie taśmami Kaczyńskiego) można się tylko śmiać. Nie dość, że zrobili ze swoich czytelników kompletnych idiotów (co skądinąd jest ich standardem), to jeszcze za darmo wsparli sprzedaż fatalnego gniota spłodzonego przez Lisa, na wyrost nazywanego książką. Mieli pokazać prezesa Prawa i Sprawiedliwości jako demona zła?
Zamiast tego udowodnili, że w przeciwieństwie do jego konkurentów politycznych jest on uczciwym człowiekiem, więcej – sprawnym prawnikiem, a także osobą znającą się na interesach. Funkcjonariusze medialni PO z dumą oświadczyli, że obalili kłamstwo o tym, że Kaczyński jest ekonomicznym ignorantem bez wiedzy i konta? Tylko zapomnieli przy tym dodać, że sami to kłamstwo stworzyli, byle tylko zohydzić swojego głównego przeciwnika. Mieli pokazać boskość Platformy? Udowodnili, że politycznymi decyzjami, mimo braku formalnych podstaw, jej szkodzą. Można mnożyć te absurdy. Podsumowując: to festiwal niekompetencji i kretynizmu – czyli to wszystko do czego przyzwyczaiła nas „Wyborcza”. Niestety nie można tego bagatelizować. Bo są też w Polsce gracze mądrzejsi niż „Wyborcza”, jak Onet czy „Fakt”, dość często związani z kapitałem niemieckim.
Przyjrzenie się ich wypocinom pokazuje, o co chodzi w tych kapiszonach. Media te nie będą pisać kłamstw takich jak Gazeta.pl (za co sąd już zmusił ten portal do przeprosin). Zamiast tego będą sugerować: że może tego akurat na taśmach nie ma, ale pewnie na jakichś innych już jest. Że może teraz nic specjalnego nie ujawniono, ale zaraz się ujawni.
Że formalnie wszystko jest ok, ale atmosfera z tych taśm jakaś przykra. Ich redaktorzy i dziennikarze mają świadomość, że to kapiszon. Ale wiedzą też, jak go użyć. Stworzyć wrażenie, że jednak coś nie grało. Zasugerować niewyrobionemu odbiorcy, że jakiś smród za tymi taśmami się ciągnie, że w ogóle są jeszcze jakieś taśmy Kaczyńskiego. Robią to świadomie. To dużo inteligentniejsze i bardziej podłe niż ostentacyjne kłamstwa. I to na tę perfidię powinniśmy uważać.