Jak się okazało, w Polsce zabawa sylwestrowa przebiegała spokojnie. Właściwie największym problemem dla salonowych bufonów była obecność Zenka Martyniuka na koncercie Telewizji Polskiej. Tymczasem sytuacja w miłującej pokój i swobody obywatelskie Europie Zachodniej miała się zgoła inaczej. W większości stolic awantury, czasem przeradzające się w zamieszki. Dziesiątki spalonych samochodów, bardzo ostra reakcja służb porządkowych.
Przynajmniej tym razem obyło się bez fali gwałtów i zamachów. Chyba że „obiektywne” media zachodnie zdecydowały się znów ukryć wiadomości o tych faktach. Wracając do meritum, obserwując wiele wypowiedzi najróżniejszych komentatorów prawicowych, miałem wrażenie swoistego „schadenfreude”, zadowolenia z tego, co się dzieje tam, poczucia szczęścia, że nie u nas. Wiary, że tam jest gorzej. Emocje te są zrozumiałe, zważywszy na to, jak regularnie i jak absurdalnymi oskarżeniami rzuca w nas na przykład Komisja Europejska. Ale czy rzeczywiście „u nich” jest tak źle? Jedno jest pewne. Europa Zachodnia mierzy się z wieloma problemami, które w Polsce nie są obecne (pytanie, na ile). Na pewno sporo napięć społecznych jest u naszych zachodnich sąsiadów bez porównania silniejszych. Widać to właściwie codziennie, śledząc wiadomości dochodzące do nas z zagranicy. Ale zdałem sobie sprawę, że tamtejsze społeczeństwa ścierają się z tymi problemami w zupełnie inny sposób niż my z naszymi. Bo czy istnieją tam partie polityczne, gotowe w imię swoich interesów specjalnie niszczyć pozycję własnego kraju na arenie międzynarodowej? Czy funkcjonują tam gazety i telewizje, realizujące jeden do jednego przekazy dnia zagranicznych ośrodków, wpływające na politykę swojej ojczyzny tak, żeby ich zagraniczni mocodawcy mogli jak najsprawniej realizować swoje interesy?
Nawet jeśli tak, to w skali nieporównanie mniejszej niż u nas. Owszem, w wielu aspektach społeczeństwa zachodnie są dużo bardziej podzielone. Jednak mam wrażenie, że wciąż, w sprawach najbardziej fundamentalnych, potrafią się bardziej zjednoczyć niż my. No więc, drodzy Czytelnicy, kto ma właściwie gorzej?