Manfred Weber chciał pomóc, ale nie pomógł. Jego wypowiedź najpierw dotarła do mnie w wersji trochę krótszej, gdzie mowa była wyłącznie o tym, że niesprecyzowani oni, przez Webera reprezentowani, są jedyną siła zdolną do zastąpienia PiS na naszej scenie politycznej jako partii rządzącej. Ten brak doprecyzowania okazał się być pułapką, stworzył bowiem pole do różnych interpretacji.
W tej bardziej korzystnej dla Platformy niemieckiemu politykowi chodziło po prostu o EPL, a więc unijną frakcję chadecką, do której należą PO i PSL. W tym układzie da się to jakoś wybronić, choć zawsze budzi u nas pewien niesmak, gdy to niemieccy koledzy demonstracyjnie wspierają polskich partnerów w polityce krajowej. Oczywiście nie zawsze czynią to tak wprost, choć i to zbyt często im się zdarza.
Przez cały czas natomiast tkają swoją sieć sankcji, szykan i dokumentów, którymi próbują wpływać na nastroje społeczne w Polsce, a co za tym idzie na polską politykę. I przez lata nie potrafią nauczyć się, że nie jest to, a przynajmniej nie było dotąd, działanie skuteczne. Oczywiście prym wiodą w tym Niemcy, a przedstawiciele innych nacji działają na ogół z niemieckiego, a coś ostatnio często wychodzi, że i z rosyjskiego podpuszczenia (polecam prześledzić szczegóły, dotyczące rozprowadzania wśród polityków naszej opozycji obaw przed Pegasusem oraz późniejszych prac komisji UE, tej sprawie poświęconych).
Ale jest i interpretacja druga, być może nadinterpretacja – że Weberowi nie chodzi o EPL, a wprost o Niemców właśnie, że to Niemcy zrobią tu porządek. Cóż, nasza historia uprawnia nas do ostrożności, a co za tym idzie do podobnych, daleko idących interpretacji. Fakt, ze nasi sąsiedzi tego nie łapią lub uparcie to ignorują, świadczy w najlepszym razie o braku wrażliwości. A tak naprawdę zapewne o starej, niemieckiej pogardzie, z której nie wyleczyła wielu ani wojna, ani wszystko, co po wojnie. I którą, co gorsza, pomagają im hodować sami Polacy, nie wszyscy oczywiście, ale ci, którzy codziennie składają Berlinowi hołdy, napędzani zarazem chciwością i kompleksami.
Jednak szersze cytaty z Webera są jeszcze gorsze, choć znów zapewne to właśnie ta subtelna niemiecka wrażliwość. Weber widzi swoją partię jako strażnika Europy, który obroni Francję przed Le Pen, Polskę przed PiS, a i same Niemcy przed AfD, choć to ostatnie nie idzie za dobrze. Ciekawe, że jeszcze w styczniu tego roku Mateusz Morawiecki w Berlinie był honorowym gościem obchodów 50-lecia politycznej obecności Wolfganga Schaeuble, polityka chadecji, który o Polsce mówi rozsądniej od kolegów. Niestety chyba ci za bardzo nie chcą nestora niemieckiej dyplomacji słuchać. Niemniej – wtedy Morawiecki nie przeszkadzał, nie trzeba było odgradzać go od reszty gości żadną „zaporą ogniową”, której dysponentem czuje się Weber, pilnując europejskiej polityki.
Niemiecki ogień znamy tu aż za dobrze, jego ślady, choć coraz rzadziej, znajdziemy jeszcze na warszawskich murach.