W 2019 roku zjednoczona opozycja ujawniła kandydatów paktu senackiego w połowie sierpnia. Negocjacje były wówczas, jak się zdaje, trochę prostsze, ponieważ dogadać musiały się trzy bloki – Koalicja Obywatelska, Lewica i PSL. Ci ostatni z Kukizem na pokładzie, ale nie przypominam sobie, by ten ostatni miał kandydatów do Senatu. Tak czy inaczej, było prościej, bo nie było jeszcze Polski 2050, choć ta później w Senacie jednak się objawiła dzięki mało w uczuciach politycznych stabilnym senatorom.
Poza tym byli jeszcze kandydaci z nazwy (sam nie wiem, hipokryzja to, czy resztki przyzwoitości) niezależni, którzy de facto byli jednak ludźmi z tej samej politycznej grupy i choć nie dostali od niej logo, to głosy jak najbardziej. Panowie Gawłowski, Kwiatkowski i Tyszkiewicz nie mieli w swoich okręgach kontrkandydatów, wystawionych przez całą opozycję, zgarnęli więc niemal całą pulę głosów anty-PiS.
Tym razem zapowiadano, że nazwiska pojawią się z większym wyprzedzeniem. Najpierw była mowa o końcu kwietnia, potem, w końcu kwietnia właśnie, padła już tylko deklaracja, że na pewno będzie to wcześniej niż cztery lata temu. W poniedziałek minął kolejny termin, który politycy mieli sobie wyznaczyć i którego nie dotrzymali. Komunikaty ograniczają się do zapewnień, że prawie wszystko jest dogadane i chodzi o kilka nazwisk.
To oczywiście postęp, bo dwa tygodnie temu Robert Biedroń mówił o zerwaniu negocjacji przez nadmierne apetyty Platformy. Jak widać, te zostały poskromione, lub, co bardziej prawdopodobne, przyjęte do wiadomości. Tymczasem pojawiła się też wiadomość, że dla „niezależnych” znów będzie miejsce, choć nie wiemy, czy wszyscy dzisiejsi senatorowie nieprzypisani do partii pozostaną w obiegu.
Kiedyś mówiło się choćby, że na miejsce Stanisława Gawłowskiego zęby ostrzy sobie ktoś z lokalnych struktur. Tu zresztą pozostaje kwestia sprawy sądowej, która wkrótce może mieć swój finał. Więcej jest też potencjalnych chętnych do tego kółeczka, jest niechciany przez lewicę Roman Giertych, jest Adam Bodnar, jest Ryszard Petru. Jest, to chyba największe kuriozum, Jan Maria Jackowski, który chyba nie może się zdecydować, czy chce iść z blokiem senackim, na co ma zdaje się szansę, czy na przykład z Konfederacją.
Kandydata Konfederacji z poparciem PO, Lewicy i Trzeciej Drogi wyobrazić sobie trudno, choć wszystko jest możliwe. Również to, że w przypadku pojedynku kilku graczy (PiS, pakt, Konfederacja, Bezpartyjni Samorządowcy, może nawet ktoś jeszcze) Zjednoczona Prawica Senat odzyska, co byłoby wielkim wizerunkowym ciosem nawet gdyby przypadkiem Platforma zdołała przejąć Sejm.
Na co też wciąż się nie zanosi, sondaże bowiem na razie wskazują na możliwy trudny powyborczy pat, ale o tym zdążymy jeszcze nieraz porozmawiać.