KSIĄŻKA | ZGODA - rząd i służby Tuska w objęciach Putina Zamów zanim Tusk zakaże tej książki!

Najlepiej być eko, czyli na zero

Świat ogarnęła kolejna moda – życie bez alkoholu. Po „mięsie” z soi, kotletach z ciecierzycy i „rybie” z selera serca konsumentów zdobywają bezalkoholowe piwa, wina i wódki. Kawa bez kofeiny, auta bez silników spalinowych, ludzie bez płci. Świat coraz bardziej się zmienia, tak jak zmieniają się upodobania konsumentów. Za rewolucją rynkowych gustów stoją firmy, które natychmiast odpowiadają na zmiany popytu i podaży. Czy eksplozja alkoholowych substytutów to prozdrowotna moda, czy nowy sposób na biznes?

Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Naturalnie jest bezdyskusyjne, że nadmierne spożycie alkoholu jest problemem społecznym. Środek ten jest największą przyczyną uzależnień, zwłaszcza w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Osoby po alkoholu powodują wypadki, często śmiertelne, nie tylko na drogach, lecz także w rodzinach czy w pracy. Alkohol jest powodem przestępstw, wielu ciężkich chorób od schorzeń układu krążenia do nowotworów. 

Alkohol jest problemem 

Według danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA) Polacy w ciągu ostatnich dwóch dekad zwiększyli spożycie czystego alkoholu o ponad 3 l na głowę. Obecnie pijemy już blisko 10 l rocznie, głównie piwa – w 75 proc., wódki – 9,6 proc. i wina – 8,7 proc. Więcej od nas konsumują m.in. Czesi, Łotysze, Mołdawianie, Niemcy, Litwini, Hiszpanie oraz Francuzi, ale to marne pocieszenie. 

Problem alkoholizmu w naszym kraju jest poważny. Codziennie pije go blisko 2 proc. obywateli. W krajach południa Europy – nawet 20 proc., jednak kluczowy jest sposób konsumpcji. Polacy upijają się na umór. Wskaźnik śmiertelności w wyniku nadmiernego spożycia alkoholu wynosi ponad 15 proc. To drugi wynik wśród krajów Unii Europejskiej. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia ponad 3 mln ludzi ginie na świecie z powodu przestępstw spowodowanych pod wpływem alkoholu, także wypadków drogowych. Alkohol degraduje rodziny, powoduje rozmaite zaburzenia psychiczne, a skutki jego nadużywania nadwyrężają budżety systemów opieki zdrowotnej. Dlatego poszczególne kraje mają swoje strategię i przepisy zmierzające do ograniczenia problemu. W Polsce bezwzględnie problemem jest sprzedaż tzw. małpek, mocnych alkoholi w niewielkich opakowaniach. Codziennie sprzedaje się ich 3 mln sztuk – z czego milion jeszcze przed południem. 

Czy każda ilość alkoholu szkodzi?

To ciemna strona alkoholu. Ale od zarania dziejów człowiek szukał ucieczki od rzeczywistości. Życie było tak ciężkie, że odrobina radości od wina, które rozwesela serce, nie była uznawana za coś złego. Opisy konsumpcji alkoholu odnajdujemy w Biblii. Wino było uznawane za napój prozdrowotny, a jego umiarkowana konsumpcja była uważana za immanentny składnik zbawiennej diety śródziemnomorskiej. Od kilku lat zaczęły się pojawiać rozmaite badania naukowe, które konsumpcję alkoholu w każdej dawce mają totalnie obrzydzić. Są one radykalne w wydźwięku, bowiem alarmują, że nie istnieje bezpieczna dawka spożycia alkoholu. Szkodzi on w każdej postaci i w każdej ilości. Ten radykalizm i nagła zmiana narracji w omawianym zakresie nie przestaje zadziwiać. 

Dwa lata temu opublikowano badanie brytyjskich i amerykańskich naukowców, z którego wynika, że regularne picie alkoholu ma destrukcyjny wpływ na mózg i powoduje szybsze starzenie się organizmu. „50-latek pijący średnio dwa piwa dziennie ma mózg o 10 lat starszy niż niepijący rówieśnicy” – można było przeczytać w analizie. Tymczasem jeszcze pięć, sześć lat temu pojawiały się naukowe opracowania dowodzące, że umiarkowane picie niewielkiej ilości alkoholu – głównie wina czy koniaku – zmniejsza ryzyko zawału serca oraz innych chorób krążenia. Teraz takie opinie są nie do pomyślenia. Alkohol jest jednoznacznie uznawany za toksynę powodującą ciężkie choroby, niezależnie od spożycia. Dlatego należy go całkowicie usunąć z diety. Dziś eksperci porównują napoje alkoholowe do ciężkich narkotyków i różni je tylko tyle, że są powszechnie dostępne. Pobudzają mózg, powodują większe wydzielanie dopaminy, uwalniają endorfiny. Ale potem zaburzają naszą percepcję i upośledzają funkcjonowanie. Obciążają narządy wewnętrzne, głównie wątrobę i nerki. Prowadzi to do odwodnienia i powoduje zaburzenia układu pokarmowego. 
Naukowcy próbują udowodnić, że każda, nawet symboliczna ilość alkoholu zwiększa ryzyko zachorowania na raka i którąś z poważnych chorób układu krążenia, np. miażdżycę. Na dodatek niezauważalnie możemy się uzależnić. Taką samą postawę promują urzędnicy. Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi podobnie – najlepiej alkoholu nie pić w ogóle. 

Rynkowa nisza

Trudno uznać to za zbieg okoliczności, ale natychmiast po tym, jak rozpętała się antyalkoholowa kampania, na rynku pojawiły się wszelkiego rodzaju bezalkoholowe piwa – nie tylko smakowe, lecz także kraftowe, o smaku zbliżonym do naturalnego. Sklepowe półki zaczęły się uginać od bezalkoholowych win wszelakich rodzajów, a także wódek, whisky czy ginów. Smakują podobnie, ale nie można się nimi upić. 

Proporcjonalnie rosną też obroty rynków tego typu napojów bezalkoholowych. Podczas zawodów rugby w Irlandii pojawiły się reklamy piwa Guinness 0,0. Słynna marka piwa typu stout wprowadziła nowy produkt już w 2020 r., lecz dopiero teraz zaczyna zdobywać popularność na rynkach lokalnych, w Anglii, Szkocji i Walii. Branża mówi o rewolucji w konsumpcji tego typu napojów. Według Global Markets Insights rynek napojów niealkoholowych urośnie do wartości 30 mld dol. w 2025 r. Imitacje napoi spirytusowych notują wzrost przekraczający 100 proc. rocznie. Sprzedaż piw i win bezalkoholowych rośnie o ok. 1/3 rok do roku. 

Dlatego firmy, które są producentami napojów alkoholowych, muszą się do zmian dostosować. Z jednej strony wypuszczają na rynek nowe produkty, a z drugiej lobbują na rzecz swoich tradycyjnych, aby opóźniać przepisy, które w przyszłości mogą okazać się niekorzystne dla branży. Chodzi przede wszystkim o zakaz reklamy alkoholu, coraz popularniejszy w coraz większej liczbie krajów. 

W ostatnich latach czołowe firmy zawiązały sojusze i wspólnie walczą o swoje interesy. W samej Wielkiej Brytanii istnieje co najmniej pięć liczących się stowarzyszeń lobbujących w imieniu producentów alkoholi. Branża wprowadza wiele samoregulacji, promując postawy odpowiedzialności społecznej – w zakresie konsumpcji, ostrzegania o konsekwencjach picia alkoholu dla poszczególnych grup społecznych, np. młodzieży czy kobiet w ciąży. Równolegle zrodziła się nowa moda na promowanie stylu życia wolnego od alkoholu, szczególnie wśród pokolenia Z. To pozytywne zjawisko. Młodzież coraz większą wagę przywiązuje do zdrowego stylu życia i zaczęło odrzucać zachowania, które są destrukcyjne. Nie wszyscy traktują picie napojów imitujących alkohol z entuzjazmem. Najmniej radości wywołują u trzeźwiejących alkoholików. Substytuty wprowadzają, w ich opinii, niemałe zamieszanie, które nie pomaga w terapii. 

Krytyka dotyczy także ich właściwości zdrowotnych i ceny. Niealkoholowe drinki zawierają bardzo dużo cukru, którego działanie jest równie szkodliwe dla zdrowia jak alkoholu. Na rynku istnieje już kilkaset marek destylatów niealkoholowych. Z kolei jeśli chodzi o cenę, to mimo iż nie podlegają obowiązkowi akcyzy, są drogie w produkcji. Moda powoduje, że mogą być nawet trzykrotnie droższe od tradycyjnych alkoholi. Co wpływa na cenę? Właśnie imitowanie smaku. Zamiast alkoholu, który jest naturalnie świetnym rozpuszczalnikiem i łatwo zatrzymuje aromaty, sztuczne napoje wymagają zwiększenia ilości używanych składników i udoskonalenia procesu destylacji. Czy gra jest warta świeczki? Trzeba przekonać się samemu.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tomasz Teluk