Niejeden Polak, patrząc dziś na twarze przedstawicieli rządu, ma wrażenie, że wszystko jest w porządku. Mają garnitury, krawaty, są ogoleni. W czym problem? Przecież to ludzie kulturalni, na poziomie. Przypomina się film „Wystarczy być” Hala Ashby’ego, w którym ten reżyser pokazał, jaką karierę polityczną robi przypadkowo odkryty na ulicy podczas wypadku niepełnosprawny umysłowo ogrodnik, którego tożsamości nie można było ustalić.
Jego tradycyjny strój i enigmatyczny sposób wypowiadania się wzbudzały respekt, który szybko przeradzał się w podziw umiejętnie podsycany przez media. Facet zostaje prezydentem, nikomu z widzów i słuchaczy (wyborców) nie przeszkadza, że jest to człowiek o umysłowości dziecka. Widowisko, jakim są transmisje z jego gabinetu, wciąga i daje satysfakcję. A ci, którzy stoją za jego fotelem, zacierają ręce. Ashby miał rację, społeczeństwo wychowane przez masową informację z trudem i coraz rzadziej potrafi rozróżniać. Wszystko zlewa mu się w kolorową, przyciężką masę takich samych obrazków. Uśmiechnięta od ucha do ucha Kamala Harris czy zafrasowany Donald Trump? Wszystko jedno! Ale na wszelki wypadek wybieramy uśmiech. Wychowankowie mediów i popkultury szykują nam przyszłość, jakiej nikt, gdyby wiedział, co czyni, nigdy by nie wybrał.