Dziś mija 193. rocznica powstania listopadowego – jednego z nie tak wielu polskich powstań, które naprawdę można było wygrać. Czego zabrakło?
Lepszych dowódców, bo kolejni dyktatorzy powstania byli szlachetnymi patriotami, ale przegrywali bitwy. Determinacji i… braku skrupułów u podchorążych pod dowództwem porucznika Piotra Wysockiego, którzy wszczęli zryw 29 listopada 1830 r.: nie uśmiercili wielkiego księcia Konstantego, brata cara, który rezydował w Warszawie. Mogli to uczynić, ale mieli dylematy moralne i w końcu księciobójstwa zaniechali. Powstanie było gorzką ilustracją maksymy: „Za wolność waszą i naszą”. Oto bowiem nasza rewolta przeciwko Rosji uniemożliwiła spełnienie obietnicy cara, którego armia miała stłumić rewoltę Walonów. I tak dzięki powstaniu Polaków i odciągnięciu sił rosyjskich mogło wybić się na niepodległość Królestwo Belgii. Szkoda, że z tego tytułu antypolski ekspremier tego kraju Guy Verhofstadt nie poczuwa się do żadnego długu wdzięczności. Piszę te słowa w Brukseli, gdzie w największym muzeum eksponuje się informację, że ich państwo powstało dzięki powstaniu Polaków. Jednak dla przeszło miliona imigrantów z innych kontynentów w tym kraju nie ma to żadnego znaczenia.