Adamowicz był uczestnikiem polsko-polskiego sporu. Czasem bardzo aktywnym. Co do jego działalności politycznej można mieć szereg jak najbardziej uzasadnionych zastrzeżeń. Więcej – można uznać jego prezydenturę w Gdańsku za zły czas dla tego miasta. Tyle że w obliczu jego śmierci są to sprawy drugorzędne. Ten atak na demokratycznie wybranego kandydata, głosami większości wyborców z Gdańska, był atakiem na państwo.
Czyli, de facto, na nas wszystkich. Na nasz kraj, na nasze wartości. I dlatego to państwo, jego instytucje i przedstawiciele są w stanie jako jedyne stworzyć przestrzeń, w której wspólnota obywateli pokaże swój sprzeciw wobec tego barbarzyństwa i tym samym uczci pamięć o ofierze. Niestety, czołowi politycy PO oraz ich media odrzuciły taką możliwość. Można to nawet w pewnym sensie zrozumieć. Silna wspólnota organizująca się wokół instytucji, które aktualnie kontroluje przeciwnik polityczny? To potężne zagrożenie dla każdej opozycji. Trzeba je więc możliwie zneutralizować. To co mnie zdziwiło, to sposób, jaki obrała Platforma i jej funkcyjne autorytety czy dziennikarze. Nawet z pogrzebu zrobiono pretekst do manifestacji politycznej polityków PO. Tych, którzy za życia Adamowicza wykluczyli go z partii. Na Twitterze i w ich mediach jedno – nienawiść.
Coraz większa. Na front wysłano Owsiaka razem z jego cyrkiem „odchodzę, ale wracam”. Mimo że właściwie już wszystko wiadomo o sprawcy – wariat i niebezpieczny psychopata – całą dobę powtarzane jest kłamstwo o zabójstwie politycznym. Usiłuje się za pomocą kreatur udających komików nakręcać atmosferę linczu wobec ludzi takich jak Rachoń. Ataki na TVP osiągnęły ten stopień, że zaczęto grozić rodzinom jej pracowników. Ludzie się boją. Takie przykłady można mnożyć. A po ludzku to po prostu zwyczajnie szkoda. Kolejna szansa na normalność zmarnowana.