Ponieważ nie do końca wiemy, co się stało, a tym bardziej nie do końca rozumiemy ostatnie wydarzenia w Rosji, nie możemy ocenić, czy rajd Prigożyna bardziej zaszkodził pozycji Putina na Kremlu, czy polskim partiom politycznym, które wybrały sobotę na dzień dużych imprez i konwencji. PiS miało najwięcej szczęścia, medialna transmisja wystąpień liderów Zjednoczonej Prawicy rozpoczęła się, gdy chaotyczne wiadomości z Rosji dopiero zaczynały dominować w medialnych przekazach. Tylko ona wzbudziła zauważalne reakcje internautów. Na wieści z innych konwencji nie starczyło już na ogół miejsca ani czasu, szerzej przebiły się tylko zarzuty Tuska, że prezes PiS w telewizyjnym wywiadzie nie odniósł się do „wojny domowej w Rosji”.
Jednak trochę się i u nas w weekend działo, a poniedziałkowy poranek okazał się ciekawym domknięciem tych sobotnio-niedzielnych zdarzeń.
Początkowo PiS miało inne plany. Zapowiadana jako spektakularna i głośna konwencja w Łodzi, podczas której paść miały kolejne mocne zapowiedzi programowe, wraz ze zmianą kierownictwa kampanii zmieniła lokalizację i formułę. Zamiast socjalnych fajerwerków mieliśmy przekaz godnościowy i odwołujący się do jedności i bezpieczeństwa. Obszerne fragmenty przemówienia prezesa Kaczyńskiego bardzo korespondowały z wydarzeniami w Rosji, a czasem Kaczyński odwoływał się do nich na tyle bezpośrednio, na ile było to możliwe przy bieżącej wiedzy na ten temat.
Jednak głównym tematem była suwerenność i bezpieczeństwo, również w wymiarze energetycznym, co podkreśliła nowa lokalizacja. Politycy Prawa i Sprawiedliwości z wyborcami spotkali się bowiem w Bogatyni, a więc w sercu regionu będącego ulubionym chłopcem do bicia ekologów z Niemiec i Czech, eurokratów, a ostatnio i polskich sądów.
Trzeba też zwrócić uwagę na skład gości i mówców. Tym razem Zjednoczona Prawica pokazała się jako formacja zjednoczona, a nawet poszerzona. Swoje pięć minut mieli Adam Bielan z Partii Republikańskiej, Zbigniew Ziobro z Suwerennej Polski, a nawet Zbigniew Girzyński z Polskich Spraw (który przecież nie tak dawno Zjednoczoną Prawicę opuścił z hukiem, budząc entuzjazm opozycyjnych mediów). A jakby tego było mało, ze sceny Jarosław Kaczyński przywołał również jako kolejnego partnera Pawła Kukiza, usprawiedliwiając jego nieobecność i niejako wywołując zaśpiewanie przez obecnych „Sto lat” dla obchodzącego tego dnia urodziny artysty.
Donald Tusk tego dnia we Wrocławiu skupił się, jak zawsze, na Prawie i Sprawiedliwości, jednak tym razem w swym wystąpieniu odnosił się również do nowego wroga – związkowców z Solidarności z Turowa i Bogatyni. Lubiący powoływać się na tradycje Solidarności Tusk swych głośnych przeciwników oskarżał o tolerowanie nadużyć PiS w swoim regionie. Gdy związkowcy w końcu opuszczali spotkanie, zostali obrzuceni wyzwiskami przez zwolenników lidera Platformy i właśnie ten obraz, wbrew gimnastyce opozycyjnych portali, poszedł tego dnia z Wrocławia w świat. Tu dodać trzeba, że i w piątek, gdy szef Platformy odwiedzał Jelenią Górę, jego sympatycy o charakterystycznej, resortowej urodzie przypominali sobie najwyraźniej młodość, skandując w stronę i tam obecnych ludzi Solidarności ulubione słowo Marty Lempart.
Gdy jednak Tusk jeździ po kraju, jego sympatycy obecni są w mediach, w których często i ochoczo podszczypują kolegów z Trzeciej Drogi. Jak wiemy, sondażowy zjazd tej koalicji PSL i Polski 2050 wciąż trwa, pojawiają się badania, w których nie przekracza ona nawet ośmioprocentowego progu. Kilka dni temu Sławomir Neumann sugerował kolegom, by zdecydowali się jednak na start w formule partyjnej i jako PSL musieli starać się o realniejsze jego zdaniem 5 proc., później natomiast sceptycznie o kolegach wypowiadał się również Grzegorz Schetyna.
Z kolei media cytują na pozór sprzeczne, lecz przecież niewykluczające się wzajemnie wypowiedzi off the record, w których ludowcy mają obawiać się, że Hołownia finalnie dogada się z Tuskiem i zostawi ich na lodzie, a działacze Polski 2050 analogiczne obawy żywić mają w stosunku do PSL.
Niezależnie od tego również Trzecia Droga pokazała się w weekend razem. W mediach jej przedstawiciele nie szczędzą mocnych słów partnerom z Platformy, jednak podczas konwencji tradycyjnie najmocniej oberwało się PiS.
Dość niejednoznacznie wypada w tym kontekście podanie przez rzecznika ludowców na Twitterze wypowiedzi Rafała Trzaskowskiego, że Jarosław Kaczyński z polskiej polityki powinien odejść, tak jak odszedł z niej… Donald Tusk. Tu trzeba docenić złośliwość i pamięć Miłosza Motyki, ponieważ dziś mało kto pamięta już te słowa Trzaskowskiego z 2020 r., a chyba i sam prezydent Warszawy wolałby ich nie pamiętać.
Swoje imprezy miały też partie, które w przyszłym Sejmie siedziałyby od siebie najdalej, czyli Nowa Lewica i Konfederacja. Lewica przedstawiła głównie propozycje dla kobiet, wypuściła też jednak serię ataków w stronę Konfederacji i jej żeńskiego elektoratu właśnie. I trudno się dziwić, ponieważ dobra pozycja tej ostatniej (w sondażu poparcia partii dla Oko Press w grupie 19–39 lat konfederaci lewicę przeganiają nawet wśród uważanych za bardziej lewicowe kobiet) stanowi dla lewicy coraz większe zagrożenie: w przyszłym Sejmie to Konfederacja może zdecydować o kształcie koalicji, tym samym wypychając lewicowców z ewentualnego rządu PO. Pozycja Konfederacji ogólnie budzi zresztą coraz większą dezorientację wśród sceny politycznej, a dość spokojne podejście do tematu Jarosława Kaczyńskiego, mówiącego, że on po prostu na razie nie wie, czego się po młodszej części tej partii spodziewać, należy do rzadkości.
Konwencja konfederatów przyniosła zbiór stałych już haseł tego środowiska, najwyraźniej trafiających do wyborców niezależnie od powszechnego narzekania reszty klasy politycznej na ich niekonkretność czy naiwność. Rzuca się w oczy, że o ile w przekazie Konfederacji wciąż znajduje się miejsce dla spraw obyczajowych, o tyle coraz mocniej widać w tym ruchu dominację jej liberalnego gospodarczo skrzydła. Ten proces miał zresztą dość zabawną konsekwencję w postaci wyzwania na debatę Sławomira Mentzena przez Ryszarda Petru. Petru starcie to jakoby wygrał, lecz zwolennicy Mentzena niespecjalnie się tym faktem przejęli. Ciekawsze, że występ dawnego szefa Nowoczesnej wzbudził entuzjazm wśród tych, którzy jeszcze kilkanaście dni temu odsądzali go od czci i wiary po deklaracji startu do Senatu wbrew paktowi senackiemu.
Konfederacja największe sukcesy odnosi wśród młodych mężczyzn, lewica natomiast koncentruje się na problemach kobiet. Nawet neutralni obserwatorzy coraz częściej zauważają, że dla elektoratu męskiego lewicowcy nie mają oferty, jednak problem tej strony naszej polityki polega na tym, że najwyraźniej przekonała już do siebie wszystkie panie, które są zainteresowane podobną ofertą, i nie ma już zbyt dużych możliwości pozyskiwania nowych głosów.
Partie próbowały pokazać się wyborcom, a media opozycyjne szykowały dla nich niespodziankę. W chwili, gdy Platforma z reguły kanibalizuje sympatię dla mniejszych partnerów, a ci walczą może nie o życie, lecz o podmiotowość i miejsca w przyszłym Sejmie na pewno, dziennikarze wpisują się kolejny raz w grę na rzecz aspiracji lidera PO. „Newsweek” ze swoją nową okładką Konfederację i Trzecią Drogę przedstawia jako „ukrytą opcję pisowską”, „Wyborcza” wraca natomiast do sondażu obywatelskiego.
I choć w tym ostatnim widać, że głównym beneficjentem zjednoczenia opozycji byłaby raczej Konfederacja, gazeta, mocno naginając uzyskane dane, wykazuje, że jedyną nadzieją dla strony opozycyjnej pozostaje jedna lista wszystkich partii przymierzających się do wspólnego rządzenia po wyborach. To kolejne dwie próby brutalnego zaganiania wszystkich do jednej, pilnowanej przez Tuska zagrody. A może raczej – wprost na jego stół.