Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Marian Banaś – czyli państwo ma problem

Dzisiejszy obóz władzy specjalizuje się w tworzeniu sobie problemów, które potem pochłaniają olbrzymie pokłady energii, aby przywrócić status quo ante. Do takich zjawisk zaliczam obecną wojnę PiS i jego ośrodków władzy z prezesem Najwyższej Izby Kontroli Marianem Banasiem.

Banaś to dla PiS nader delikatny przypadek. Nie kto inny przecież, jak właśnie obecny prezes NIK, był pod niebiosa wynoszony przez polityków rządzącego obozu jako twórca i wykonawca ogromnej operacji uszczelniania podatku VAT, która przyniosła budżetowi państwa bajońskie zastrzyki finansowe. Problem także w tym, że Marian Banaś nie jest człowiekiem przypadkowym i nie wypadł z kapelusza któregoś z polityków. Inna rzecz, czy Banaś, człowiek z doświadczeniem i dobrym życiorysem, dziś zachowuje się odpowiedzialnie.

Marian Banaś ma za sobą dobry życiorys antykomunisty, zaczynał jeszcze w przedsierpniowej opozycji. Niejednokrotnie spotykały go za to represje ze strony komunistów.  W III RP też zapisał całkiem spory kawałek historii, będąc w kręgach rządowych już od czasów gabinetu Jana Olszewskiego. W nagrodę za załatwienie kilku politycznych i finansowych kwestii Banaś otrzymał od PiS nominację na prezesa NIK. Podejrzewam, że miał to być jednak tylko manewr, który ostatecznie doprowadzi na ten urząd kogoś zupełnie innego. Manewr się nie powiódł, bo Banaś okazał się człowiekiem autonomicznym, który poważnie przyjął otrzymaną nominację. Za pomocą telewizji TVN upubliczniono więc sprawy, które od dawna nie stanowiły tajemnicy. Jeśli jednak czołówka polityczna wiedziała o niejasnych historiach związanych z krakowską „kamienicą Banasiów”, to dlaczego dopuszczono do jego nominacji?! Czy niejasności w jego zeznaniach podatkowych zaszły nagle, czy też trwały przez wiele lat? To pytania, na które opinia publiczna od wielu miesięcy zna już odpowiedzi. Skoro jednak nie udało się usunąć Banasia na podstawie „zastrzeżeń służb specjalnych”, trzeba zatem powiększyć arsenał zarzutów. Tym bardziej że w międzyczasie Banaś zupełnie zerwał się spod kontroli władzy i (w ramach prywatnej odgrywki pewnie) zaczął działać za pomocą tego, co miał w dostępnym sobie arsenale – wyjątkowo kąśliwe dla władzy kontrole NIK i przedstawiane na konferencjach prasowych ich rezultaty. 

Konflikt Banasia z władzą przez ostatnie miesiące tylko się pogłębiał. Jednak nie pojawiały się nowe „kryminalne” zarzuty wobec szefa NIK. Wybuchła więc sprawa wizyty delegacji NIK na Białorusi. Nie wiem, kto prezesowi NIK doradził takie działanie, ale na pewno nie był to jego przyjaciel. W sytuacji gdy utrzymuje się napięcie na polsko-białoruskiej granicy, gdy oba kraje właściwie zerwały ze sobą relacje, wysyłanie delegacji NIK, w której na dodatek znajduje się syn Banasia, Jakub, zakrawa nie tylko na brak przezorności, ale na zwykłą głupotę po prostu. Oczywiście natychmiast pojawiły się interpretacje mówiące, że grudniowa wizyta przedstawicieli NIK na Białorusi to sprawa z gruntu agenturalna i na pewno nikowcy ujawnili tam niejedną tajemnicę państwową, ale ja po prostu nie wierzę w takie wyjaśnienia. Agentura nie działa tak jawnie i tak bez sensu. Przypisywanie Banasiowi takiego rysu uważam za wyjątkowo nietrafne. Można bowiem  prezesowi NIK wiele zarzucić, ale po jaką cholerę miałby z Łukaszenką knuć przeciwko polskiej racji stanu? 

Cała sytuacja z Marianem Banasiem pokazuje, jak mszczą się doraźne rozwiązania, czyli postępowanie w myśl zasady: teraz coś się zrobi, a potem zobaczymy. Skoro kierownictwo PiS nie uważało Banasia za swojego, to nie trzeba było windować go na stanowisko prezesa NIK. Trudno też uznać za poważne wyjaśnienia, że ludzie mający z nim częsty kontakt i dysponujący wiedzą służb specjalnych nie wiedzieli o tym, że ma on nieścisłości w oświadczeniach majątkowych, jego syn w dziwny sposób gospodaruje należącą do rodziny kamienicą, kupił rzeźbę, a potem sprzedał ją z zyskiem. Wszystkie te zarzuty można mu było postawić, gdy był szefem Krajowej Administracji Skarbowej, wiceministrem finansów czy też – krótko – ministrem finansów. Wtedy Banaś był jednak chwalony i stawiany za przykład skutecznej realizacji rządowej strategii walki z nadużyciami finansowymi i… naraz przestał być „kryształowym, urzędnikiem”, a stał się wrogiem publicznym. Czy mianując Banasia na wysokie stanowiska, ktokolwiek sumiennie sprawdził mogące mu zagrażać „haki”, ktokolwiek wcielił się w „adwokata diabła” i dokładnie prześwietlił jego postać?

Banaś może zatem być dowodem na to, że przy powołaniach różnych osób na wysokie stanowiska nie stosuje się procedur clearingowych, a problem pojawia się wtedy, gdy ktoś głośno zaczyna stawiać zarzuty.

Wysłanie delegacji NIK na Białoruś jest działaniem zupełnie niezrozumiałym. Polscy urzędnicy przebywający na Białorusi automatycznie stali się celem dla białoruskich i powiązanych z nimi rosyjskich służb specjalnych. Zagrożeń może z tego wynikać bardzo wiele, od typowych prowokacji, które mogą być wykorzystywane przez rosyjską propagandę, po próby werbunku wprost lub przy wykorzystaniu materiałów kompromitujących. Polscy urzędnicy znaleźli się bowiem w „rosyjskim sosie” bezbronni. Marian Banaś, wysyłając tam delegację NIK, zachował się nieodpowiedzialnie, jednak stawianie mu zarzutów o „dziwne powiazania ze Wschodem” radziłbym stonować, bo nie mamy tu do czynienia z człowiekiem przypadkowym. Banaś ma długą, ponad dwudziestoletnią historię bliskich związków z PiS i jego administracją, paradoksalnie więc stawianie Banasiowi agenturalnych zarzutów obciąża bardziej kierownictwo PiS niż jego samego.

Inna rzecz to sytuacja, w jakiej znalazł się Marian Banaś, i metody, którymi usiłuje się z niej wydostać. Finalnie należałoby więc zadać proste pytanie: czy brak rozwiązania ewidentnego kryzysu wokół osoby Mariana Banasia służy polskiemu państwu?! 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski