Kultura zachodnia, łacińska, zawsze charakteryzowała się tym, w odróżnieniu od innych kultur, że swój dynamizm budowała na byciu w ciągłej kontrze do samej siebie, ale w imię swoich wartości.
Nawet w Kościele w procesie beatyfikacyjnym jest instytucja zwana niegdyś adwokatem diabła (obecnie to promotor wiary), który ma się wskazać na wątpliwości w życiorysie kandydatów na ołtarze. To ma sens i było źródłem jej sukcesu. Działa, dopóki jest to metoda jeszcze bardziej efektywnego poszukiwania prawdy, doskonalenia, a nie zniszczenia, resentymentu, zemsty. Niestety w ostatnich dekadach pojęcie prawdy w kulturze zachodniej się rozmyło, zostały czyste negatywne emocje, „żeby moje było na wierzchu”. Proces ten przyspieszył jeszcze rozwój nowych technologii internetowych, szatkujących społeczeństwa na plemiona zwane w XXI w. bańkami informacyjnymi (a często, tak naprawdę, dezinformacyjnymi). To, co się od kilku tygodni dzieje na ulicach amerykańskich i nie tylko amerykańskich miast, to zwieńczenie tych procesów narastających od dawna. Bez powrotu do źródeł naszej kultury niemożliwe jest zatrzymanie tego szaleństwa.