Ileż to razy władze w Berlinie w ciągu ostatnich dwóch i pół roku rosyjskiej inwazji na Ukrainę swoimi decyzjami dawały do zrozumienia, że prędzej czy później Rosję trzeba dopuścić do głosu i stopniowo wznowić z nią współpracę?
Najpierw w kontekście zakończenia wojny na Ukrainie, a później w pozostałych sektorach, bo jak wiemy, wspólnych wektorów na linii Berlin – Moskwa przez lata nie brakowało. Teraz kanclerz Olaf Scholz mówi, że należy zorganizować konferencję pokojową z udziałem przedstawicieli reżimu Władimira Putina. Nieważne, czy odbyłaby się ona za tydzień, czy za miesiąc, bo już teraz wszyscy wiemy, jakie stanowisko przedstawiłby Kreml w trakcie rzeczonych rozmów. Władimir Putin wielokrotnie powtarzał, że albo cały proces odbędzie się na jego zasadach, albo o zakończeniu wojny nie będzie mowy. Tymczasem Scholz usilnie próbuje przywrócić Rosję do międzynarodowego głosu. Widać, że Berlin powoli kończy z pozorami, a to dla Ukrainy niezbyt optymistyczna wiadomość. Chyba że w Kijowie także myślą nad pewnymi ustępstwami. Jeżeli tak, to jest to nic innego jak oddanie pola agresorowi. Czy pod naciskiem Berlina? Bardzo możliwe.