W grudniu 2016 r., w dniu, w którym w Warszawie rozpoczynały się pucz opozycji i blokada Sejmu, która zakończyła się ostatecznie tę kompromitację, przeprowadzałem wraz z Wojciechem Muchą wywiad z Andrzejem Gwiazdą. Pamiętam, jak wtedy powiedział, że anty-PiS próbuje zmęczyć społeczeństwo jazgotem. Nieustannym wrzaskiem i zastraszaniem. Wtedy wydawało mi się, że metoda jest idiotyczna, ale dziś nie mam już takiego wrażenia.
Czasem sam mam tak serdecznie dość tych bredni, że mam ochotę odłączyć się od wszelkich mediów. Czy ktoś jest bowiem w stanie uwierzyć w brednie Kingi Gajewskiej o szkolnictwie? Jej 10-minutowa wypowiedź na konwencji PO nie miała żadnego sensu. Podobnie z Sikorskim czy Pomaską. Nie da się ich słuchać. Chciałoby się, żeby przestali ględzić i wygłaszać te kocopoły, bo jest to tak męczące jak słuchanie Wałęsy bredzącego o UFO. Problem jest jednak taki, że jazgot ma szansę się skończyć tylko wtedy, gdy zaczną rządzić, a Kinga Gajewska zatrudni sobie za nasze pieniądze PR-owca, który jej doradzi, że najlepiej wypada, gdy się nie odzywa. A że to żałosne jak podryw na litość? Kogo to wtedy będzie obchodzić.