Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Jak z nimi gadać?

Pytanie, czy wyżej postawimy naszą Schadenfreude, czy działalność misyjną.

Takie historie będą powtarzać się coraz częściej. Jest sobie taki pan Jakub z Poznania. Jeśli dobrze rozumiem sytuację, spaliła się kamienica, w której miał knajpę. Spaliły się też inne lokale usługowe i mieszkalne. Miasto, reprezentowane przez prezydenta Jaśkowiaka, obiecało pomoc dla przedsiębiorców, ale nie pomogło. Potem jeszcze chwaliło się w mediach społecznościowych, jak wiele dla nich robi, tyle że nie zrobiło nic. Pan Jakub w końcu dzieli się swoim rozczarowaniem na portalu X i sprawa żyje odtąd swoim życiem. I jest to życie podwójne. Jedni współczują, podchwytują to nawet prawicowe media, ale inni szukają i znajdują, że nasz bohater wcześniej wykorzystał witrynę swego lokalu do walki z PiS za pomocą piorunów i ośmiu gwiazd. Dziś trochę tego nawet żałuje, jeśli jakimś cudem szczerze, tym lepiej, ale trudno dziwić się zmianie tonu komentarzy. Chciał, to ma – mówią więc komentatorzy – sam sobie winien. Przyjaciół i współczucia pan Jakub jednak nie zyskał. Rozumiem te emocje, bo wyobrażam sobie sytuację, w której idę przez Poznań, natrafiam na sympatycznie wyglądającą koreańską knajpę, po czym widzę, że obietnica przyjemnego posiłku połączona jest z wrogim komunikatem. I jednak idę dalej. Tak jak omijam kilka knajp w bliskiej okolicy, które w przerwie między gwiazdkami brały rządowe tarcze i płakały w mediach społecznościowych nad swą krzywdą. Podobny mechanizm widać jednak i przy masowych zwolnieniach. Zamykają fabrykę. A na kogo głosowali? PO 50 proc. w okręgu? A, to dobrze im tak. Pytanie, czy wyżej postawimy naszą Schadenfreude, czy działalność misyjną. Obawiam się bowiem, że samym gadaniem „a to masz za swoje”, choćby i uzasadnionym, jeszcze długo potrzebnych do zmiany władzy w Polsce głosów możemy nie uzbierać. Mamy na to trochę czasu, więc chyba warto pomyśleć nad strategią skutecznej rozmowy z tymi, co to chcieli, a jednak… stała im się krzywda. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Karnkowski