W czerwcu 2019 roku Stanisław Gawłowski, wówczas jeszcze poseł Platformy Obywatelskiej, już jednak znajdujący się w poważnych tarapatach i po pierwszych aresztowaniach, udostępnił na Twitterze zmanipulowaną grafikę. Mapka, będąca dotąd odwzorowaniem wyniku wyborczego PiS z wyborów do Parlamentu Europejskiego stała się u Gawłowskiego mapą statystyk występowania przypadków przemocy w rodzinie.
Ponieważ geograficzny rozkład sympatii politycznych nie jest przecież żadną tajemnicą, opozycyjny Twitter rzecz z radością podchwycił pod hasłem „prawica bije żony”. Oczywiście fejk natychmiast został zdemaskowany, nawet przez osoby, sympatyzujące z Platformą, lecz uważające takie działanie za strzał w stopę.
W efekcie ówczesny poseł swój wpis usunął, ale manipulacja zdążyła już rozejść się po sieci i utwierdzić zwolenników opozycji w swej moralnej wyższości nad przemocowymi ciemniakami z katolickiej, zabitej dechami prowincji. Potem Gawłowski, choć wydawało się, że jest postacią na tyle skompromitowaną, że będzie zmuszony z polityki odejść, został wybrany do Senatu – niby jako niezależny i z własnego komitetu, tak naprawdę jednak z poparciem Platformy, PSL i Lewicy, które nie wystawiły w jego okręgu żadnego kontrkandydata.
Hasło „afera melioracyjna” słyszał pewnie każdy, szczegóły jednak są zapewne mniej znane. Tymczasem mamy tu historię, jakich wiele znamy nie tyle z kryminałów nawet, co z filmów katastroficznych. Ekipa, w skład w której Gawłowski wchodził, oskarżana jest o ustawianie przetargów, w wyniku których niewłaściwie i wadliwie wykonywane były inwestycje, kluczowe dla bezpieczeństwa mieszkańców (po szczegóły odsyłam Państwa do bardzo ciekawej rozmowy Piotra Nisztora z Tomaszem Duklanowskim w audycji Polskiego Radia 24 „W cieniu afer” z listopada zeszłego roku, dostępnej na stronie radia).
Nad senatorem rozwinięty jest jednak polityczno-medialny parasol, a to rozzuchwala do kolejnych dziwnych zachowań. Kilka lat temu Gawłowski oskarżył na przykład Pawła Rabieja, wówczas jeszcze wiceprezydenta Warszawy, o bycie człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego, używając do tego argumentów z esbeckiej obyczajówki – i nic się w związku z tym nie stało. Senator ma się dobrze, jest ceniony przez kolegów, a jego sprawa uznana została przez nich za polityczną i tym samym w świadomości opozycji zamieciona pod dywan. Niedawno zresztą pojawiły się w niej nowe ciekawe wątki, kłopot jednak w tym, że sąd zdaje się czekać na wynik wyborów, by cokolwiek postanowić.
Stanisław Gawłowski jednak nie próżnuje i znów błyszczy na Twitterze. Tym razem udostępnia grafikę, opatrzoną obowiązkowymi ośmioma gwiazdkami, z której wynika, że Polacy zarabiają w przeliczeniu na euro najmniej z uwzględnionych w spisie krajów. Uzupełnia to złośliwym komentarzem o wstawaniu z kolan i podłej zmianie. Pomija tylko, że to statystyka sprzed 11 lat, a więc z apogeum rządów Platformy. Dla niego samego to zresztą dobre czasy, nawet nie ruszyło jeszcze przeciw niemu śledztwo CBA.
Niemniej wystarczy dodać prawdziwą datę, by skompromitować tych, którzy manipulacją wojują. Tyle, że to znów świetnie się we własnym gronie sprzedaje, a senator jest dziś bardziej pewny siebie niż kiedyś – fejków już nie usuwa.