Wychodzi na to, iż Donald Tusk postanowił wprowadzić kampanię wyborczą do piaskownicy. Inaczej nie da się chyba skomentować tego, co ostatnio staje się głównym motorem politycznym działań opozycji – czyli chwytów z TikToka. Premiera Morawieckiego nazwał Tusk „bambikiem”, sięgając do żargonu internetowego młodzieży grającej w grę Fortnite. Nazywa się w ten sposób graczy słabych i popełniających błędy nowicjuszy. To oczywiście próba trafienia do młodego pokolenia. I silenie się na odgrywanie „młodzieniaszka”. Nie pierwszy to taki zabieg i nie ostatni – wobec braku prawdziwego paliwa do dalszej jazdy szuka się przecież tego, w czym się człowiek czuje mocny. Ot, choćby na arenie – czyli w miejscu wypełnionym piachem (stąd notabene pochodzi słowo arena). Tam, gdzie na oczach tłumów ścierają się najdzielniejsi z dzielnych – „gladiatorzy piaskownicy”. „Gladiatorzy piaskownicy” toczą walkę na śmierć i życie, uzbrojeni w łopatki, grabki i wiaderka. Świetnie wyszkoleni, nie znający litości, bijący się do utraty tchu, wskakują do piaskownicy przy aplauzie koleżanek z przedszkola. Sypnięcie piaskiem prosto w oczy może być tu jedynie początkiem zmagań. Jednym z ciekawych chwytów jest wyśmiewanie resoraka przeciwnika – że jest słabszy i nieprawdziwy „matchbox”. W arsenale środków są też obelgi. Różne są owe środki słownej agresji piaskownicowej. Ale do najsroższych należy „bambik”. Gdy padnie „bambik” – to już na całym podwórku cisza zapada. Jak ktoś krzyknie „bambik”, to dziatwa z rowerków spada. Dzieje się. Zlatują się wszyscy. Niezła naparzanka. Jak Józio odpowie Wiciowi na „bambika”? Będzie naparzanka na grabki?… Zawieśmy to porażające pytanie w powietrzu. A już na poważnie – mam nadzieję, że „prawa” strona nie da się wciągnąć w igrzyska gladiatorów piaskownicy. Bądźmy poważni. Spróbujmy, nawet w ostrej kampanii, rozmawiać jak dorośli ludzie, a nie dzieci w piaskownicy. Błagam, panowie.