Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Gilotyna Seweryna

Seweryn kieruje swoje przesłanie, swój „testament duchowy”, do dziecka, mówi do telefonu komórkowego tak, jakby nagrywał film „dla wnuka”.

Wielkim paradoksem jest to, że za schamienie życia publicznego i debaty publicznej odpowiadają właśnie ci, którzy się mają za „elitę” kulturalną narodu. Dzikość i ordynarność manifestacji ulicznych, te wszystkie wulgarne wrzaski, okropne bluzgi wychodzące z ust kobiet i dzieci, te obsceniczne napisy i rysunki (kiedyś, gdyby takowe znalazł nauczyciel w zeszycie szkolnym, to natychmiast wezwałby rodziców i ucznia na dywanik) – wypełzły na światło dzienne i zatruwają przestrzeń. Jak przekonywać młodych ludzi, że warto żyć w świecie kultury i szacunku do siebie, jak uczyć tego, że są słowa, których dobrze wychowany człowiek nie używa, jeśli tacy luminarze kultury jak aktor Andrzej Seweryn, z bluzgu rodem spod budki z piwem czynią manifest, a jego celem ma być (jak można zrozumieć zamierzenie) sprzeciw wobec „faszystowskiej władzy”? Oto środkiem na wyjście ze strefy „mroku”, z obszaru „cienia faszystowskiego”, ma być ostra akcja „przyp….nia”. Seweryn kieruje swoje przesłanie, swój „testament duchowy”, do dziecka, mówi do telefonu komórkowego tak, jakby nagrywał film „dla wnuka” (mówi zresztą o tym, że to dziecko ma jeszcze sto lat na to, by „zrozumieć”). I temu dziecku wykłada, jakie ma ono zadanie życiowe – „przyp…ić”. Po prostu. Jak na stadionie, na ulicy, w ciemnym zaułku. Tak się rozwiązuje sprawy, drodzy Państwo. „Jak będziesz miał kilkanaście lat, albo może nawet wcześniej, zrozumiesz, komu trzeba przyp….ć” – mówi posiadacz Legii Honorowej, laureat Srebrnego Lamparta z Locarno, sędzia Soplica z „Pana Tadeusza” Wajdy, mówi wreszcie, jeśli pamięć mnie nie myli, Robespierre z filmu o rewolucji francuskiej. Może właśnie ta rola wydaje się tu najbardziej adekwatna? Może wspomnienie szału, jaki ogarnął francuską ulicę w dobie Wielkiej Rewolucji, gdy niszczono kościoły, mordowano księży i uczyniono z gilotyny podstawowe narzędzie „wymierzania sprawiedliwości”, jest tu właśnie na miejscu? Bo to wtedy zachęcano lud, by „przyp….ać”. Tak „przyp….ać”, żeby głowy odpadały i toczyły się, zostawiając krwawy ślad na paryskim bruku. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Łysiak