W Polsce, w mediach, polityce, internecie najłatwiej zaistnieć, gdy się kogoś lub coś, jak to mówi młodzież, „zaora”, czyli skrytykuje po całości. To najprostszy sposób, by pokazać swą intelektualną i moralną wyższość, przebić się, zbierając wielu czytelników, wiele „lajków” i popierających komentarzy. Ktoś, kto wyrazi pozytywne zdanie o kimś lub o czymś w Polsce, jest potem… najbardziej krytykowany.
A ten, kto stara się wyrażać w sposób zniuansowany, wskazać plusy i minusy, uchodzi za nudziarza. Ta skłonność do „orania” dotyczy wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych, tyle tylko że różne strony krytykują co innego. Dotyczy to nie tylko polityki, ale też np. sportu, medycyny, kultury. Nasz polski indywidualizm ma swe dobre strony, ale też i złe. Zła jest właśnie taka, że inne kraje, które nie życzą nam wcale tak dobrze, chcą, byśmy o sobie samych i Polsce myśleli tylko źle i krytycznie. Jeszcze gorsza jest taka, że takie „oranie” nic nam nie daje. Nie dochodzimy w debacie do tego, jakie są nasze mocne, jakie słabe strony, co jeszcze można poprawić, a co zostawić. Bez takiej wiedzy trudno jest podejmować mądre decyzje.