„- Mięso to musiałem aż ze Szczebrzeszyna przywozić no. - To ja pana pocieszę. - Tak? - Niedługo wyjdzie całkowity zakaz hodowli mięsa i wtedy wie pan co, w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”.
Ten dialog Józefa Balcerka z towarzyszem Winnickim przypomniał mi się, gdy czytałem o raporcie, jaki przygotowali burmistrzowie z całego świata, zrzeszeni w stowarzyszeniu C 40 Cities. W tej grupie, do której należą włodarze prawie 100 największych metropolii, dyskutuje się o tym, jak uratować świat przed globalnym ociepleniem, a z dyskusji tych rodzą się raporty i rekomendacje dla miast. I właśnie te ostatnie, które stały się celami, jakie rządzący planują narzucić mieszkańcom, stały się w ostatnich dniach tematem tyleż nośnym, co smacznym.
Jaki raj na ziemi szykuje nam Rafał Trzaskowski i jego dziewięćdziesięciu kolegów i koleżanek? Zacznijmy od wariantu, nazwanego progresywnym. Pierwsza pozycja to 16 kg mięsa na osobę. Dziś statystyczny Polak zjada tegoż kilogramów 90, a jeśli odliczyć od tej średniej wegan i wegetarian, pewnie sporo więcej.
Ba, 16 kilo na rok to wyraźnie mniej niż w swej dobroci chciał nam zagwarantować PRL. To jednak nie koniec, a początek, albowiem w wariancie idealnym spożycie to wynieść ma zero. To samo z nabiałem, choć tego łaskawie ratusz wydzieli nam aż 5 kg na miesiąc, choć wolałby, byśmy w ogóle go nie jedli.
Aby wypełnić definicję totalitaryzmu, jako wtrącania się w każdą dziedzinę życia, pozwoli się nam kupować osiem nowych ubrań na rok (brak szczegółów, czy liczyć do tego bieliznę i co z rosnącymi dziećmi), choć lepiej, by i tu starczyły nam trzy. Najmniej dziwi w tym wszystkim wątek komunikacyjny - całkowity brak aut spalinowych i ograniczenie lotów samolotem do jednego na dwa lata, szczęśliwie z prawem do powrotu.
W tym samym kierunku idzie Unia, która właśnie przyklepuje koniec silników spalinowych. Trudno powiedzieć, jak władze samorządowe zamierzają wszystkiego tego przypilnować. Ograniczą handel, zarzynając swą bazę wyborczą w postaci klasy średniej i zamieniając w KDT każdy sklep mięsny i butik? Będą, niczym ekipa Jaruzelskiego, ścigać baby z mięsem?
W innych sprawach mają większe szanse, już przecież wyrzucają zewsząd auta, podporządkowując cały ruch nowym panom jezdni i chodników - rowerzystom. A równocześnie tnąc komunikację miejską, którą nie ma kto kierować. Wygląda to źle i niepokojąco, a przy tym wydaje się, że większość odbiorców nie dopuszcza do siebie tych perspektyw. Wciąż traktujemy je jako ciekawostkę, fanaberię i utopię, choć są one bliższe z każdym spotkaniem i każdym podpisem.
Chętnie zobaczyłbym menu z tej imprezy, o biletach lotniczych nie wspominając. Pozostaje mieć nadzieję, że plany te pozostaną na papierze tak, jak kolejne linie metra, ale z drugiej strony... Dlaczego kreatorzy naszych jadłospisów mieliby się zatrzymać, skoro my sami ich nie zatrzymujemy?