W weekend Międzynarodowy Komitet Olimpijski podał, że 25 zawodników z Rosji i Białorusi wystąpi na rozpoczynających się w lipcu igrzyskach w Paryżu. Wystąpią oni pod neutralną flagą, a specjalna komisja „szczegółowo zweryfikowała”, czy nie są oni związani z resortami siłowymi i czy nie wspierają trwającej wojny. Tylko co z tego? Jeśli któryś z tych zawodników zdobędzie medal, to media w Rosji czy na Białorusi będą nazywały go „neutralnym”? Wątpliwe. Obawiam się, że to precedens, który w niedalekiej przyszłości ma całkowicie przywrócić sportowców z obu krajów na główne areny. Politycy w Niemczech i we Francji nie kryją, że chcieliby znormalizować stosunki z Rosją. A świat sportu, który ponad wyższe idee stawia grubą kasę, także nie będzie stał bezczynnie. I tyle wyjdzie z wielomiesięcznej gadaniny.
Czcze gadanie
Świat sportu zamyka drzwi przed agresorami. Nie ma w nim miejsca na zbrodnicze idee. Nie dopuszczamy sportowców z krajów prowadzących wojnę – mnóstwo tego typu stwierdzeń słyszeliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat w kontekście Rosji i Białorusi. O ile w pierwszych miesiącach od rozpoczęcia inwazji na Ukrainę jeszcze jakoś się tego trzymano, o tyle później sukcesywnie uchylano furtkę sportowcom z obu krajów.