Śmiali się z tego internauci, krążyła na przykład poświęcona premierowi wersja „Na tapczanie siedzi leń…”, a i Robert Górski, nim stał się bohaterem drugiej strony dzięki „Uchu prezesa”, w „Posiedzeniach rządu” swoje się z tego ponabijał.
Już po powrocie do Polski Donald Tusk najpierw powiedział dziennikarce, że myśl o pracy w sejmowych ławach jawi mu się koszmarem, a trochę później zaproponował wszystkim Polakom skrócenie tygodnia pracy do czterech dni. Bez policzenia czegokolwiek i bez zastanawiania się nad konsekwencjami. W efekcie pomysł nie spotkał się z oczekiwanym entuzjazmem, bo i trudno, by tak było. Mniej pracy to mniej emerytury, o czym przecież ten sam polityk zdawał się wiedzieć, tak argumentując wcześniej podwyższanie wieku emerytalnego.
Zresztą, może zapomniał o tej swojej wiedzy ekonomicznej podczas pracy w Brukseli. Też chyba niezbyt ciężkiej, skoro nawet liberalne „Politico” zaliczyło go wtedy w swej klasyfikacji polityków unijnych do „disrupters”, a więc szkodników, tłumacząc dosłownie – zakłócających. Nad tym tygodniem pracy, skróconym do czterech dni, można by się zresztą poznęcać dłużej. Jak na przykład znieśliby go liberałowie, dla których najważniejszym prawem człowieka jest zrobienie zakupów w niedzielę? Teraz zamknięte dyskonty straszyłyby ich znacznie dłużej i być może umieraliby z głodu na chodnikach przed Żabkami i Biedronkami, nie mając nawet czasu na refleksję, że to dzieło ich wyczekanego, wymarzonego wodza, który wracając na białym koniu, okazał się przynoszącym głód jeźdźcem apokalipsy.
Ten tekst, choć składa się głównie z przypomnienia trudnych relacji Donalda Tuska z pracą, służyć ma tak naprawdę innej refleksji. Zastanawiam się bowiem, czy cała ta niechęć szefa PO do imigrantów, ale przypadkiem tylko tych legalnych, z papierami, prześwietlonych przez służby i po wypełnieniu zobowiązań wracających do domu, nie bierze się z tego, że oni, w swej olbrzymiej większości, po prostu ciężko tutaj pracują?
A jemu charakterologicznie bliżej jest akurat do tych drugich, z misją brania pieniędzy za nic i narzucania swej wizji świata, i tych drugich chciałby tu mieć więcej.