Być może seksualizacja najmłodszych nie jest dziś najpoważniejszym problemem polskiej szkoły, co nie znaczy, że można go lekceważyć. Przykłady Skandynawii czy Niemiec dowodzą, że zaniechanie na początku niesie opłakane skutki później, polegające na kapitulacji rodziców i oddaniu wychowania dzieci różnej maści seksedukatorom.
Dlatego warto dmuchać na zimne i zadbać o zwiększenie kontroli rodziców nad treściami przekazywanymi w szkole przez przedstawicieli wątpliwych organizacji i stowarzyszeń. Inicjatywa „Chrońmy dzieci, wspierajmy rodziców” daje ku temu narzędzia. Opozycja gra projektem, sugerując, jakoby był on autorstwa PiS, tymczasem jest on inicjatywą obywatelską. Partia Tuska, która nagle o rodzinie przypomina sobie przy okazji kampanii wyborczej, kreuje się na jej obrońcę i atakuje partię Jarosława Kaczyńskiego, która „najpierw zgotowała piekło kobietom”, a teraz „zabiera się za nasze dzieci”. Narracja opozycji w sprawie tej inicjatywy to kolejne potwierdzenie, że jest ona całkowicie niezdolna do wyzwolenia się z własnych obsesji i spojrzenia na rzeczywistość inaczej niż tylko w kategoriach plemiennej wojny.