Kilka wydarzeń z ostatnich dni. Dość znany pisarz skomentował niezgodę Zofii Klepackiej na postulaty LGBT słowami: brunatne szambo, które nas otacza. Przy okazji zarzucił też Klepackiej dostosowywanie swoich poglądów do oczekiwań władzy. Nazwisko typa niewarte wspomnienia. Taki typ, który wie, co i kiedy napisać, żeby jego towarzystwo było zadowolone. Jego prawo.
Mnie zaskoczyło, że nie wstydzi się on „firmować” tych wyzwisk własnym nazwiskiem, nie wstydzi się tak ostentacyjnie kłamać (każdy, kto sprawdzi biografię Klepackiej, wie, że od lat ma te same poglądy). Widać, jak typ czuje się pewnie. Trzymając się LGBT – przeglądałem reakcje „liberalnego” i „lewicowego” salonu na ostatnie pomysły Trzaskowskiego i Rabieja. Największą radość wywoływały w nich nawet nie kwestie ideologiczne, lecz fakt, że „wygraliśmy z nimi”, „jesteśmy silniejsi”. Jeśli mowa o kwestii „siły” – niejaki Leszek Czarnecki ruszył z łapami na reporterów, którzy zadawali mu trudne pytania, a jego funfel Giertych stwierdził, że to wina dziennikarzy. W tym samym czasie niemiecki wydawca ściga, grożąc niebotycznymi karami, Samuela Pereirę i Cezarego Gmyza za to, że ośmielają się krytykować „Fakt” czy Onet. Oczywiście dziennikarze wspomnianych mediów, z buźkami pełnymi frazesów o wolnych mediach, tutaj siedzą cicho, nie reagując na jeden z wyraźniejszych i bardziej skandalicznych ataków na wolność słowa. A w ostatni piątek grupa osób, nazywających siebie feministkami, zablokowała centrum Warszawy. Bo mają prawo, bo nie chcą ronda Dmowskiego, bo chcą zrealizowania lewackich idei. I robią to w imię kobiet. Bo, jak widać, feministki to jedyne prawdziwe kobiety. A każda kobieta, która nie marzy o pełnej legalności zabijania nienarodzonych dzieci, która nie popiera skrajnie lewackich ideologii – to gorszy rodzaj. I przyznam szczerze, drodzy Czytelnicy, gdy podsumowuję sobie te ostatnie wydarzenia i wracam do słów pisarza, które przytoczyłem na początku tekstu, zaczynam się z nim zgadzać. Chyba faktycznie brunatne szambo wybiło.