W pewnym sensie totalna opozycja ma rację co do Prawa i Sprawiedliwości. Partia ta wyzwala wśród części narodu polskiego to co najgorsze. Nienawiść, szaleństwo, podziały, złość, a zwłaszcza strach. Totalna opozycja zapomina tylko dodać, że tą grupą Polaków, w której budzą się pod wpływem PiS wspomniane koszmary, jest ona sama. Bo opozycja zaczęła się naprawdę bać. I słusznie.
To, co się stało 13 października, zmieniło III RP na zawsze. Dwukrotne z rzędu zwycięstwo prawicy pokazało bowiem jedną, najważniejszą rzecz – że PiS nie jest „efemerydą”, wypadkiem przy pracy, tylko trwałym elementem polskiej sceny politycznej. Układ postokrągłostołowy musi się bać. Okazało się, że nawet decydując się na totalną ofensywę i wykorzystanie wszystkich aktywów – mediów, ośrodków zagranicznych, nawet mając po swojej stronie tzw. króla Europy – totalna opozycja nie potrafi zwyciężyć. Niezależnie od tego, jakie będą wyniki wyborów za cztery lata, niezależnie od tego, jak bardzo w tej kadencji przeciwnicy PiS będą blokować i szkodzić, wiedzą już jedno – nie są niezniszczalni.
Mogą stracić dostęp do „koryta” na osiem lat. Co więcej, zmienia to ich pozycję względem ich zachodnich partnerów. Najprościej rzecz ujmując – przestali być tak pewni, a więc atrakcyjni. Już zawsze będą o tym pamiętać. Dlatego teraz zwierają szeregi. I robią to w jedyny sposób, w jaki potrafią. Agresją, kłamstwem, używaniem coraz głupszych celebrytów. Ostatnio jeden z senatorów z KO posunął się nawet do sugestii, że ci z Koalicji, którzy ośmieliliby się rozmawiać z Prawem i Sprawiedliwością, powinni bać się o życie swoich dzieci i wnuków. Jak widać, granic nie znają żadnych. A standardy mają iście mafijnie. I tak będzie pewnie przez te cztery lata. Głupio, strasznie i agresywnie. Bo mafia się boi. I będzie w tym aspekcie coraz gorzej. Ale niech ta myśl nas pociesza – że cały ten syf, cała nienawiść, cała patologia – to efekt ich przegranej. I zwycięstwa polskiej demokracji.